We wtorek, 20 lipca, upływa 15 lat od dnia nominacji biskupiej ks. Jana Martyniaka, obecnie arcybiskupa przemysko-warszawskiego obrządku greckokatolickiego.
Bardzo trudne okazały się negocjacje, związane ze zwrotem majątku, należącego przed wojną do Kościoła unickiego - przez lata wspólnota nie była w stanie odebrać wielu obiektów, m.in. dawnego pałacu arcybiskupów, w którym do niedawna mieściło się muzeum, czy gmachu seminarium. Na ogromne trudności napotykają próby odzyskania 33 kościołów greckokatolickich, które po wojnie przeszły w ręce skarbu państwa, a użytkują je prawosławni. Także wielkie ubóstwo wiernych utrudnia funkcjonowanie Kościoła. Co jakiś czas wybuchają konflikty na tle narodowościowym między Polakami i Ukraińcami, ale władyka przemysko-warszawski potrafi ostudzić temperaturę konfliktu. Odwołuje się wówczas do tego, co łączy. Gdy w 1999 r. na Kopcu Tatarskim ustawiono krzyż, upamiętniający ofiary na Wołyniu, co miało posmak prowokacji, władyka przypomniał: "Krzyż Chrystusa ma łączyć i nie może być znakiem nienawiści". W ciągu 15-letnich rządów abp Martyniak dał się poznać jako hierarcha energiczny, o wyraźnych poglądach. Założył lub odnowił sieć parafialną w całym kraju, przygotował znakomitą kadrę kapłańską, wybudował nowe świątynie. Zawsze przyjeżdża na ich poświęcenie, znany jest z tego, że nigdy nie odmawia posługi. Obecnie stara się rozwiązać problem maleńkich parafii na Podkarpaciu, gdzie wierni nie są w stanie utrzymać kapłana. Zorganizowanie katechezy dla rozproszonych po kraju grekokatolików także nie jest sprawą prostą. Osoby, które obserwują jego pracę mówią, że ma doskonały słuch duszpasterski, że znakomicie odczytuje znaki czasu. W Przemyślu utrzymuje dobre kontakty z abp. Józefem Michalikiem, bardzo chwali kontakty z protestantami. Ubolewa, że nie może powiedzieć tego samego o prawosławnych. O trudnościach w dialogu katolicko-prawosławnym mówi zupełnie otwarcie. Odrzuca twierdzenie jakoby Kościół katolicki obrządku wschodniego był tworem sztucznym i przejściowym. Podkreśla, że Unia Brzeska była powrotem do utraconej jedności chrześcijaństwa. Ulubionym tematem jego kazań jest prymat św. Piotra. - Dialog ekumeniczny nie może być piciem kawy w gronie miłych rozmówców - podkreśla. Ruch ekumeniczny nie może nikogo krzywdzić - ani narodu, ani Kościoła, ta rozmowa powinna odbywać się w prawdzie. - Jeśli nie ma prawdy, nie będzie miłości - powiedział w jednym z kazań. Nie waha się krytykować niektórych wypowiedzi prawosławnych hierarchów. Przypomina, że chrzest Rusi w 998 r. odbył się w czasie, gdy Kościół był jednością. Wierzy w pojednanie polsko-ukraińskie i oczyszczenie pamięci. Uważa, że należy poznać prawdę, przyznać się do zła. Bez prawdy nie będzie pokoju. Dodaje jednak, że czas już przestać wypominać sobie winy. - Nasze narody muszą wspólnie żyć i przebaczać sobie nawzajem - mówił w jednym z wywiadów. Bardzo ceni pontyfikat Jana Pawła II. Dlatego bardzo trudnym dla niego przeżyciem był fakt, że z powodu choroby nie mógł wziąć udział w pielgrzymce Jana Pawła II na Ukrainę w czerwcu 2001 r. Gdy Ojciec Święty nawiedzał jego rodzinne strony, władyka Martyniak leżał ciężko chory w szpitalu. Jako człowiek jest serdeczny i ciepły. Pomaga ubogim, odwiedza grekokatolików odsiadujących wyroki w więzieniach. Ma wspaniałe poczucie humoru, opowiada anegdoty i kawały. Jest człowiekiem skromnym. Mieszka w małym trzypokojowym domku z kuchnią. Sam odbiera telefony. - Gdy mnie pytają, czy to ten pałac, odpowiadam, że tak, ten - mówi żartobliwie.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.