Księdza, który jeździ absolutnie zgodnie z przepisami ruchu drogowego, opisuje Słowo Polskie Gazeta Wrocławska.
– Zatarasowałem ostatnio ruch na drodze. Kierowcy w czoło się pukali, ale się uparłem: będę jeździł przepisowo i wszystkich do tego namawiam – mówi ksiądz Jan Mateusz Gacek z Legnicy, który postanowił raz na zawsze zapomnieć o naciskaniu gazu do dechy. Ksiądz do niedawna wcale nie był święty za kierownicą swojego fiata. Zdarzało mu się jeździć za szybko. – W dodatku, jak niemal wszyscy kierowcy, ignorowałem znaki drogowe ograniczające np. prędkość do 40 km na godzinę czy nakaz jazdy po mieście nie szybciej niż 50 na godzinę – przyznaje ze skruchą ksiądz. Wszystko zmieniło się, gdy legnicki proboszcz wyjechał na tegoroczne wakacje do rodziny mieszkającej w Kanadzie. – Bardzo dużo jeździłem tam autem, ale przez cały miesiąc nie widziałem ani jednego wypadku, a nawet kolizji – opowiada ksiądz Gacek. Okazało się bowiem, że Kanadyjczycy jeżdżą niezwykle przepisowo: jak jest ograniczenie do 40 km na godzinę, wszyscy zwalniają i nikogo nie denerwuje wolna jazda. Na autostradzie nie można jechać szybciej niż 100 km na godzinę, a wzdłuż drogi stoją tablice informujące, jakie mandaty grożą za przekraczanie prędkości. Z policjantem, który zatrzyma jadące za szybko auto, żaden kierowca nie dyskutuje. Po prostu ze skruchą przyjmuje mandat i już. – Nie miałem wyjścia, też zacząłem tak jeździć w Kanadzie. I okazało się, że to nie jest ani trudne, ani denerwujące. A na drodze jest o wiele bezpieczniej – mówi ksiądz. Jan Mateusz Gacek postanowił, że po powrocie do Polski też będzie stosował się do znaków ograniczających prędkość. Jak pomyślał, tak zrobił. – Jechałem drogą z Jawora do Legnicy, gdzie jest dużo ograniczeń ruchu. Stosowałem się do każdego. O rany, co się działo – zaśmiewa się ksiądz. Sznur aut ciągnących się za samochodem jadącego zgodnie z nakazami duchownego rósł z każdym kilometrem. Nikt nie mógł go wyprzedzić, bo z przeciwka ciągle jechały samochody. Dopiero po kilkunastu kilometrach, już na obrzeżach Legnicy, kierowcy mogli zacząć wyprzedzać. Wymijały mnie dziesiątki aut, a każdy jeden kierowca pokazywał mi, co o mnie myśli – opowiada ksiądz, kreśląc wymowne kółko na czole. To go jednak nie zniechęciło i teraz namawia wszystkich kierowców, żeby poszli w jego ślady. – Warto to zrobić dla poprawy bezpieczeństwa! Zwrócę się też do policjantów, żeby bardziej stanowczo egzekwowali od kierowców przepisową jazdę – zapowiada proboszcz. Sutanna zamiast munduru Ksiądz proboszcz Jan Mateusz Gacek ma 52 lata. Pochodzi z Bystrzycy Kłodzkiej, a w młodości marzył o tym, żeby być... wojskowym. Został księdzem i dobrze się stało, bo jako duchowny robi dużo dobrych rzeczy. Prowadzi charytatywną jadłodajnię dla bezdomnych i ubogich, zapewnia zajęcia dzieciom i młodzieży. Na terenie swojej plebanii zrobił salę gimnastyczną, siłownię, można tam uczyć się nawet języków obcych. Prywatnie ksiądz jest zapalonym kibicem sportowym i dzięki tej pasji duchownego mamy w Polsce kilku znaczących sportowców. To on zachęcił do uprawiania sportu m.in. Darka Wszołę, mistrza świata w trójboju siłowym. Proboszcz Gacek jest bardzo lubiany przez swoich parafian. Drzwi plebani są dla nich zawsze otwarte, a w czasie kolędy księdza w domach przyjmują nawet ateiści i innowiercy.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.