Jerzy Urban nie powinien zasiadać na ławie oskarżonych - uważa Jerzy Domański, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy RP, który jest świadkiem w procesie przeciwko redaktorowi naczelnemu tygodnika "Nie". Podobne zdanie ma Międzynarodowy Instytut Prasy. Prokuratura zarzuca Urbanowi znieważenie papieża jako głowy państwa - napisała Trybuna.
Sprawę prowadzi warszawski Sąd Okręgowy. Naczelny "Nie" użył w swoim felietonie z 2002 r. "Obwoźne sado-maso" m.in. sformułowań "gasnący starzec" i "sędziwy bożek". Oburzyło to część środowisk prawicowych. Młodzieżówka PiS i kilku członków Rady Etyki Mediów donieśli na Urbana do prokuratury. Ta wszczęła postępowanie i postawiła mu zarzuty. Zasada wolności wypowiedzi Zdaniem Domańskiego, artykuł Urbana nie wywołał skutków uzasadniających oskarżenie. Podkreślił, że "Nie" jest pismem satyrycznym, a zgodnie z Konwencją o Ochronie Praw Człowieka, nawet do publikacji, które szokują, odnosi się zasada wolności wypowiedzi. Przypomniał, że protest wobec oskarżenia Urbana złożył na ręce prezydenta RP Międzynarodowy Instytut Prasy (MIP) - organizacja skupiająca wydawców i najwybitniejszych dziennikarzy ze 120 krajów. Według niej, sprawy o obrazę w prasie powinny być przedmiotem procesów cywilnych a nie karnych. Domański podkreślił też, że Rada Etyki Mediów, gdy składała zawiadomienie do prokuratury, nie reprezentowała opinii całego środowiska dziennikarskiego w tej sprawie. - Była wyraźnie zdominowana przez dziennikarzy związanych ze środowiskami katolickimi i prawicowymi - powiedział. Przesłuchiwana wczoraj przez sąd przewodnicząca rady Magdalena Bajer tłumaczyła, że wraz z sześcioma innymi członkami zdecydowała się zawiadomić prokuraturę, ponieważ artykuł "obraził jeden z największych autorytetów dla polskiego społeczeństwa, a zarazem głowę obcego państwa oraz starszego, schorowanego człowieka". - Uważaliśmy, że jakaś kara może powstrzyma autorów podobnych publikacji - dodała. Rada od cenzury Zdaniem Jerzego Urbana, Rada Etyki Mediów nie rozumie swojej roli. - Oni mają zajmować się sprawami związanymi ze stanowieniem norm etycznych, a nie cenzurowaniem tekstów - przypomniał. - Sens jej istnienia polega na wypowiadaniu się w kwestiach wątpliwych, np. czy redaktor gazety może potajemnie nagrywać polityka, który przychodzi do niego z pretensjami, albo czy dziennikarz może zajmować się zdobywaniem ogłoszeń - powiedział "TRYBUNIE" Urban. Przypomniał, że w 1997 r. Rada potępiła "Nie" twierdząc, że pismo jest "nieetyczne, gdyż urąga wszelkim zasadom etycznym". - Teraz znowu w sprawie papieża przedstawia podobne uzasadnienie: bo to plugawy tekst, który godzi w najwyższy autorytet - dodał. Według niego, list od MIP "stawia radę w sytuacji konfliktu z międzynarodową opinią dziennikarską". Kolejny świadek, reprezentujący młodzieżówkę PiS, mówił wczoraj przed sądem, że niedopuszczalne jest obelżywe sformułowanie użyte przez Urbana wobec papieża "Breżniew Watykanu". - Czy pan wie, że ja byłem komunistycznym ministrem? - pytał go naczelny "Nie". - Wiem - odparł świadek. - No to jakże w ustach komunistycznego ministra słowo Breżniew może być obelgą? - powiedział Urban wywołując śmiech na sali sądowej. Prowokacja myślowa Oskarżony nie ukrywał, że publikowane w "Nie" teksty niemal zawsze są prowokacją myślową. - Uważam, że nie ma po co zabierać głosu, jeśli mam wyrazić opinie potoczne - powiedział. Wyjaśnił, że prowokacja jest jego sposobem na zwrócenie uwagi czytelników na pewne sprawy. Mimo że jego publikacje rozwścieczają katolickich fanatyków szef "Nie" nie zamierza spuścić z tonu. - Broń Boże. Przecież moim dobrym prawem jest rozwścieczać. Jak tego nie robię, to narażam się na to, że przestaną mnie czytać. Na tym polegają regulacje rynku a nie cenzury - powiedział "TRYBUNIE". Urban nie przyznaje się do zarzuconego mu czynu. Grozi za nie kara 3 lat więzienia. Na pierwszej rozprawie, która odbyła się we wrześniu, podkreślał, że nie zamierzał nikogo znieważać, tylko skrytykować zjawisko, które określił "sado-maso". Jego źródłem jest, zdaniem szefa "Nie", otoczenie papieża, które "aprobuje, organizuje i zachęca papieża" do udziału w masowych imprezach, a masochizm to nie zarzut. - Samoudręczanie się jest, według niektórych doktryn, cnotą - mówił wtedy. Od redakcji: Trybuna przedrukowuje również fragment obrzydliwego tekstu Urbana. Po co?