O zupełnie różnych przyczynach masowej popularności filmu "Pasja" i książki "Kod Leonarda da Vinci" rozmawiali bibliści, księża i dziennikarze podczas 15. Krajowych Targów Książki w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
Z kolei ks. Stefan Moszoro Dąbrowski z Prałatury Opus Dei - przedstawionej w książce Browna w niekorzystnym świetle - powiedział, że "Kod da Vinci" wpisuje się w sposób myślenia współczesnego człowieka: że życie jest zabawą i wszystko, także swoją wiarę, można traktować jak temat do niepoważnych dywagacji, by dostarczyć chwilowej rozrywki i relaksu. Jego zdaniem, czytelnicy tej książki nie zdają sobie sprawy jak wpływa ona na ich sposób myślenia i traktowania wiary. Uczestnicy spotkania poruszyli także temat promocji "Pasji" i "Kodu da Vinci". Zdaniem Masłonia, słowem-kluczem do popularności "Kodu" jest "propaganda". Przypomniał o artykułach w prasie popularnej, które ukazały się przed wydaniem polskiego przekładu, a które opowiadały o Leonardzie da Vinci jako o homoseksualiście i feminiście. Polscy czytelnicy, w zdecydowanej większości przecież katolicy, "łyknęli" książkę Browna nie zastanawiając się nad tym, że jest ona nasączona ideologizmem. - Jest książka, która stara się wytłumaczyć wszystkie błędy Browna: "Zrozumieć Kod da Vinci", ale sądzę, że sięgnął po nią najwyżej co tysięczny czytelnik powieści Browna - stwierdził Masłoń. Dodał, że Brown ani razu w swojej książce nie powołuje się na Nowy Testament i zupełnie nie wie, co to jest patrologia. Ks. Chrostowski zwrócił uwagę na różnice w promowaniu obu utworów. Książkę Browna chwalili ci sami recenzenci, którzy krytykowali "Pasję". Poza tym powieść poprzedzała pozytywna promocja, natomiast filmowi Gibsona przypisywano antysemityzm i okrucieństwo jeszcze zanim ktokolwiek go w Polsce zobaczył. - Wydaje się też, że książce towarzyszy cenzura nie zakazująca, ale nakazująca: jeśli nie przeczytasz, to nie jesteś trendy - dodał ks. Chrostowski. Zarówno ks. Chrostowski, jak i ks. Moszoro Dąbrowski uznali, że o wiele silniejsze w przekazie i bardziej wpływające na odbiorcę jest słowo, nie obraz. - W filmie Gibsona nie tyle wstrząsnął mną obraz, ile fakt, że usłyszałem Ewangelię w języku aramejskim, języku Chrystusa - mówił ks. Chrostowski. Z kolei ksiądz z Opus Dei podkreślił, że bardziej obawia się szkodliwego wpływu książki Browna niż filmu na jej podstawie. - Film po premierze przeminie, natomiast życie książki jest znacznie dłuższe - podkreślił.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.