Chile jest prawdopodobnie tym krajem Ameryce Łacińskiej, gdzie najsilniej czci się zmarłego papieża Jana Pawła II "Papa Polaco", jak mawiają Latynosi, nie tylko przyczynił się do zakończenia dyktatury Pinocheta, ale także... ochronił ten kraj przed wojną w Argentynie - odkryła Gazeta Wyborcza.
Na efekty nie trzeba było długo czekać - 8 stycznia 1979 roku, w obecności prezydenta Urugwaju kardynał Samore wraz z ministrami spraw zagranicznych Chile i Argentyny, Carlosem Washingtonem Pastorem i Hernanem Cubillosem, podpisali tzw. Akt z Montevideo, w którym oba państwa oficjalnie zwracały się do Watykanu o mediację i zobowiązywały się do bezwarunkowego uznania decyzji Stolicy Apostolskiej. "Jesteście syjamskimi braćmi, nie możecie toczyć ze sobą wojny" - mówił wówczas Samore. Tego samego dnia generałowie Videla i Pinochet wydali rozkaz demobilizacji wojsk stojących naprzeciw siebie w kanale Beagle... Antonio Samore nie doczekał definitywnego rozwiązania sporu - zmarł w 1983 roku. 2 maja 1985 roku w Stolicy Apostolskiej szefowie MSZ obu państw ratyfikowali w obecności Jana Pawła II traktat o pokoju i przyjaźni. Potwierdza on ważność dokumentu z 1881 roku i uznaje "na wieki" i "w imię Boga Wszechmogącego" chilijską suwerenność nad wyspami Lennox, Picton i Nueva. Argentyna w zamian dostała więcej wód terytorialnych w kanale Beagle. Nic dziwnego, że gdy dwa lata później Jan Paweł II odwiedził Chile i Argentynę, wszędzie witano go jako "Papieża pokoju". Papieska wizyta w Chile wcale nie była wyrazem poparcia dla reżimu Pinocheta. Wprost przeciwnie - w Chile uważa się, że pielgrzymka z 1987 roku była jednym z wydarzeń, które przyczyniły się do zakończenia wojskowej dyktatury! Twierdzą to nawet ci, którzy wówczas mieli za złe Janowi Pawłowi II to, że pokazał się publicznie wraz z generałem Pinochetem na balkonie pałacu prezydenckiego Moneda. "To była pułapka. Papież był kompletnie zaskoczony. Po rozmowie z generałem ten wskazał drzwi. Wszyscy myśleliśmy, że jest to wyjście z gabinetu. Okazało się jednak, że drzwi prowadzą na balkon i Papież znalazł się na nim pod rękę z generałem, przed tysiącami ludzi zgromadzonych przed pałacem. Fotografowie generała czekali na tę chwilę" - tłumaczył później opozycjonistom jeden z chilijskich dostojników kościelnych. Mimo tego podstępu wizyta Papieża nie wyszła Pinochetowi na dobre. Patricio Navia, znany chilijski politolog pracujący na Uniwersytecie Nowego Jorku, twierdzi, że Papież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Pinochet chciał wykorzystać jego wizytę do uwierzytelnienia swej dyktatury i walki z komunizmem. Zdaniem Navii generał pomylił się jednak co do jednej rzeczy - "choć Jan Paweł II był rzeczywiście antykomunistą, w przeciwieństwie do dyktatury, był też zawsze zażartym obrońcą życia i praw człowieka. Papież wiedział, że będzie krytykowany, wierzył jednak, że jego wizyta da impuls demokratycznym przemianom w Chile. I tak też się stało - korzystając z ochrony, jaką dawała papieska obecność, po raz pierwszy tysiące Chilijczyków mogło zaprotestować przeciw Pinochetowi bez strachu przed represjami. I to właśnie to podważyło fundamenty kultury strachu, którą tak skutecznie nam zaszczepiono. Papież, spotykając się z biednymi i wykluczonymi oraz powtarzając z ambony "biedni nie mogą czekać", boleśnie wytknął też luki w polityce gospodarczej reżimu. W Chile, w którym prawie 40 proc. mieszkańców żyło wówczas w ubóstwie, słowa Papieża były wyrokiem skazującym wobec triumfalnych deklaracji Pinocheta" - napisał Navia dzienniku "La Tercera" po śmierci Papieża. Słowa, że "biedni nie mogą czekać", wielokrotnie powtarzali później demokratyczni opozycjoniści. "Jan Paweł II był niezmordowanym bojownikiem o pokój, wolność, godność i prawa człowieka. Stał się przecież częścią naszej pamięci, jego słowa były i będą inspiracją do budowania lepszego Chile i bardziej pokojowego świata" - przypomniał chilijski prezydent, socjalista Ricardo Lagos kilkanaście minut po ogłoszeniu przez Watykan wiadomości o śmierci Papieża.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.