publikacja 26.06.2025 12:45
Zgadzam się w pełni z biskupem Grzegorzem. Indeks nikogo nie nauczył modlitwy. Ale nie zgadzam się z kwestionującymi potrzebę formacji intelektualnej.
Spokojnie. Nie będzie o kontrolach celnych. Ani o wakacyjnych planach. Do obcych krajów w najbliższych tygodniach wyjazdu nie planuję. Choćby dlatego, że duże miasta, ze swoimi korkami, objazdami, tłumami na ulicach, są coraz bardziej męczące. I chociaż mieszczuch z urodzenia jestem, prawdopodobnie do miasta bym już nie wrócił. Dlaczego?
Przypominam sobie wydarzenie sprzed lat. Byliśmy w Krakowie. Powrót z Nowej Huty do centrum. Korki, tłok na ulicach. Po drodze kolacja u odpowiedzialnej za nasze forum. Wiesz, Asieńka – mówię w pewnym momencie – wolę moje Skrzynki. Bo gdy jadę z Włocławka, a na drodze jest korek, skręcam w pierwszą lepszą drogę do lasu i omijam. A w Krakowie nie mam gdzie skręcić.
Zanim dojdziemy do tytułowej granicy… Obcinałem knoty woskowych świec na ołtarzu. Obok stał kandydat na ministranta, uważnie przyglądając się kolejnym czynnościom. Igor, pracy taty w domu też przyglądasz się z taką uwagą jak mojej? – Zawsze! – I co, tata pozwala ci coś naprawić, czy kończy się na przyglądaniu? – Oczywiście pozwala!
W każdej pracy, w życiu całym, ważna jest wiedza i doświadczenie. Także w życiu wiary. Dobre duszpasterstwo łączy jedno z drugim. Co wcale nie jest takie proste. Z kilku powodów. Możliwości organizacyjne, odpowiedzialność – mniejsza lub większa – wspólnoty parafialnej, zaangażowanie dorosłych, współpraca nauczycieli religii z parafią… Sporo tego. I dyskusja o priorytetach.
Tu różnice są spore. Kartki, indeksy, deklaracje, pieczątki, sprawdzanie obecności. Gdzie indziej głosy (ostatnio Ksiądz Biskup Grzegorz Suchodolski), że indeks nikogo modlitwy nie nauczył, że ewangelizacja musi prowadzić do żywej wspólnoty. Także inicjacja sakramentalna najmłodszych czy młodzieży. Jak pogodzić te dwie rzeczywistości?
Odpowiedź dał przed laty Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio. Zapewne wielu z nas zna ten słynny fragment o dwóch skrzydłach, na których umysł ludzki wznosi się ku Bogu. Gorzej z praktyką. Po co te formułki – pyta wielu. Dlaczego mam stać podczas aktu pokutnego, skoro mam ochotę wyrazić swój żal klęcząc. Wiele pytań…
Problem w tym, że wprowadzając w życie sakramentalne posługujemy się językiem dla większości niezrozumiałym. Warto zrobić mały eksperyment z powtarzanym często w liturgii sformułowaniem: „misterium paschalne”. Dla wielu będzie to magiczna formuła, znana tylko księdzu (nie zawsze), nad którą trzeba przejść do porządku dziennego, zapomnieć i załatwić swoje sprawy z Panem Jezusem.
Zresztą nie tylko język. Gesty, postawy, szaty, sprzęt liturgiczny… To wszystko miało swój początek, znaczenie, sens. Niewiedza albo prowadzi na manowce, albo do jałowych sporów.
Dla przykładu. Pyta kandydat na ministranta: dlaczego pod kielich rozkłada się tę chusteczkę, skoro na ołtarzu jest biały obrus. Dobry moment, by wyjaśnić co znaczy słowo korporał, skąd się wziął i dlaczego, mimo iż pod koniec Średniowiecza pojawiła się złota patena, pozostał na ołtarzu. Krótka, rzeczowa odpowiedź na jego pytanie wystarczy, by przygotowanie ołtarza dla dziecka nie było już tylko kwestią estetyki, lub – co gorsza – kościelnej magii.
Z innej beczki. Niemalże w każdej parafii, na początku Wielkiego Postu, zapowiadane są Gorzkie Żale z kazaniem pasyjnym. Zrobiłem przed laty eksperyment. Na lekcji religii kazałem wyciągnąć kartki i anonimowo odpowiedzieć na pytanie: co to są kazania pasyjne. Co było dalej, łatwo przewidzieć. Wszystkie kartki były bez odpowiedzi.
Zgadzam się w pełni z biskupem Grzegorzem. Indeks nikogo nie nauczył modlitwy. Kartka nikogo nie zmusiła do trwałego zaangażowania w życie wspólnoty Kościoła. Nie przychodzi – żartował kardynał Grzegorz Ryś – bo skończyły się miejsca w indeksie. Ale nie zgadzam się z kwestionującymi potrzebę formacji intelektualnej. Ta nie jest przeszkodą. Przeciwnie – pomaga wejść w głąb tajemnicy. Dojść do miejsca, gdzie – jak mówią niektórzy – rozum wysiada i pozostaje trwanie z Umiłowanym. Czyli przekroczyliśmy granicę.
Ale zanim dojdzie się do tego miejsca trzeba przedrzeć się przez gąszcz znaków, odczytać je i zrozumieć: chusteczki, rybki na samochodach, kolory ikon, obrazy na ścianach, niezrozumiałe słowa formuł liturgicznych, będące czymś więcej niż dziełem sztuki drzwi wejściowe do świątyni, łuk w prezbiterium…
Albo – mówiąc inaczej – wprowadzić dane. Bez nich nawet najlepszy komputer będzie bezużyteczny.
Na granicy