Grupa osób z parafii katolickiej w Miasteczku Śląskim pikietuje plebanię - donsi Gazeta Wyborcza.
Nie zgadzają się z decyzją biskupa gliwickiego o przeniesieniu miejscowego administratora w inne miejsce. Takiego konfliktu jeszcze nikt tu nie widział. W pięciotysięcznej, na co dzień sennej miejscowości, gdzie całe życie kręci się wokół kościoła, zapachniało buntem przeciwko biskupowi. Zaczęło się pod koniec maja, gdy wierni dowiedzieli się, że ks. Grzegorz Dewor, administrujący parafią od trzech lat, po śmierci ostatniego proboszcza, ma być - zgodnie z decyzją biskupa - przeniesiony do innej miejscowości. W krótkim czasie rozeszła się pogłoska, że to następstwo wysyłanych do kurii donosów. W odpowiedzi pod prośbą o pozostawienie ks. Dewora w parafii podpisało się dwa tysiące osób. Na początku tego tygodnia delegacja protestujących została przyjęta przez biskupa Jana Wieczorka. Usłyszeli, że ich ksiądz nie dokonał inwentaryzacji dóbr parafii, nie wykonał zaleceń wizytatorów po ostatniej kontroli, a ponadto pije. Pewnego razu w takim stanie spotkał go sam biskup w czasie swojego pobytu w Miasteczku Śląskim. Krytycy księdza spośród samych parafian dorzucają do tych pretensji jeszcze to, że pokazuje się ludziom w ubraniu roboczym, rąbie drzewo i obcina gałęzie. Bywało, że spóźniał się z rozpoczęciem mszy świętej i miał niedomyte ręce. - Księdzu to nie przystoi - argumentują. Ks. Dewor z tymi zarzutami się nie zgadza. Owszem, zdarza mu się wypić piwo i drzewo rąbać, ale przecież nie robi tego w kościele. - Bo przecież jestem zwyczajnym facetem, nie chodzę cały dzień w sutannie i nie boję się fizycznej pracy - mówi. Zapewnia jednak, że podporządkuje się decyzji przełożonych i nie jest inspiratorem protestów. Protestujący przeciwko przenosinom administratora ludzie pamiętają, że dokończył rozpoczęty przez poprzednika remont kościoła, odnowił zabytkową dzwonnicę i świątynię, wymienił ogrzewanie w salkach parafialnych. Chwalą go za zachęcenie dzieci do czynnego brania udziału w mszach. - Ksiądz Dewor rozbił kliki i tym się niektórym naraził, że już nie mogą zarabiać kosztem parafii - twierdzą. W czwartek po wieczornej mszy świętej ks. Dewor pożegnał się z wiernymi, ale wielu z nich o wyjeździe księdza nawet nie chce słyszeć. Kilkusetosobowy tłum otoczył plebanię, bo rozeszła się wieść, że lada chwila ma ktoś przyjechać z kurii, żeby ks. Dewora wyprowadzać. Mała wachta stała na zmianę nawet w nocy, a wczoraj wczesnym rankiem tłum znowu zaczął gęstnieć. - Zostań z nami! - wołali ludzie. - Przyzwyczailiśmy się, że każdy proboszcz jest z nami aż do śmierci - tłumaczyli nam. Ks. Bernard Koj, kanclerz kurii biskupiej w Gliwicach, podkreśla, że przenosiny ks. Dewora to normalna procedura, a pogłoska o donosie, który miał tę decyzję spowodować, jest nieprawdziwa. - To nie są żadne karne przenosiny, ale zwyczajna rotacja. W tym roku swoje miejsce zmieni w diecezji ośmiu proboszczów i około pięćdziesięciu innych księży - wyjaśnia ks. Koj. Część parafian jest już tym sporem zgorszona. Uważają, że decyzji biskupa nie należy podważać. Zwolennikom ks. Dewora zwracają uwagę, że spowodowali podział parafii, a nawet zaszkodzili samemu księdzu. Niektórzy mają też żal do odwołanego administratora o to, że zostawił swoich parafian podzielonych. Wczoraj konflikt nie zelżał. Wieczorem przed farą stało kilkuset rozgorączkowanych ludzi. Było wielu młodych, a nawet rodzice z dziećmi w wózkach. O godz. 20.30 wyszedł do nich ks. Dewor. Na chwilę zrobiło się cicho, gdy kapłan z wiernymi zaczął odmawiać "Pod Twoją obronę", ale zaraz potem, gdy jeden z towarzyszących księdzu mężczyzn oświadczył, że dla dobra administratora to zgromadzenie trzeba zakończyć, zewsząd rozległy się krzyki protestu. Dopiero dłuższe kazanie ks. Dewora, który raz po raz z literackiej polszczyzny przechodził na ślonskie godanie, nieco rozładowało sytuację. O godz. 21 ks. Dewor zaintonował "Apel Jasnogórski", a potem obiecał, że wbrew sugestiom nie ucieknie cichaczem z plebani. Zaprosił wszystkich na sobotnią mszę świętą. Najbardziej zapalczywi obiecywali, że jeśli biskup nie cofnie dekretu o odwołaniu ks. Dewora, to zabiją drzwi kościoła deskami.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.