Biskup gliwicki Jan Wieczorek wydał dekret o przeniesieniu administratora parafii w Miasteczku Śląskim. W sobotę po masowych protestach wiernych warunkowo zgodził się pozostawić księdza na stanowisku - donosi Gazeta Wyborcza.
Konfliktem wokół jedynej parafii żyje od dwóch tygodni cała miejscowość. Pod protestem przeciwko odwołaniu ks. Grzegorza Dewora, sprawującego stanowisko administratora [p.o. proboszcz - przyp. red.], podpisało się ponad 2300 osób. Pół tysiąca osób dzień i noc pikietowało przed budynkiem plebanii i zapowiedziało, że nie pozwoli na wyjazd kapłana. Wielu przyszło całymi rodzinami, nawet z niemowlętami w wózkach. Wejścia do plebanii strzegły nastolatki. Na transparencie mieszkańcy napisali "Walczymy o proboszcza". - Jak biskup postawi na swoim i nam księdza zabierze, to nie będziemy dawać na tacę. To jest nasz kościół, nie wpuścimy tu obcego - argumentowały najczęściej kobiety. Ich mężowie chwalili ks. Dewora za skromność i pracowitość. - Nawet auta nie ma, a jak widzi, że komuś się nie przelewa, to grosza nie weźmie na kolędzie - mówią. Młodym ksiądz imponuje tym, że się nie wywyższa. - Sam ma dopiero 38 lat, z każdym znajdzie wspólny język - twierdzą. W małej parafii, odkąd zaczął pracować tu ks. Dewor, do służby ministranckiej zgłosiło się 50 chłopców. Do akcji przyłączyły się nawet dzieci, które w szkole rysowały serduszka dla księdza. W sobotę do Miasteczka przyjechał kanclerz gliwickiej kurii biskupiej ks. Bernard Koj i zamknął się z Deworem na plebanii. Do stojących na zewnątrz ludzi raz po raz docierały wieści, że ich duszpasterzowi grozi nawet ekskomunika, bo... nie potrafi poradzić sobie z wiernymi. - To śmieszne! To nie ksiądz Dewor, ale biskup nie potrafi sobie z nami poradzić, a przecież nie chcemy odwołać biskupa - gorączkowali się ludzie. Kanclerz Koj zapewniał "Gazetę", że dekret o przeniesieniu ks. Dewora to nie żadna kara, ale "element rotacji kadrowej". Zaprzecza też pogłoskom o donosach administratora. Przyjęta przez biskupa Wieczorka delegacja parafian usłyszała jednak szereg zarzutów wobec ich księdza. Najpoważniejsze to nadużywanie piwa i brak inwentaryzacji dóbr parafii. Do kurii miały też docierać skargi na to, że ksiądz pokazuje się ludziom w ubraniu roboczym, rąbie drzewo i obcina gałęzie. Obrońcy administratora te same sprawy podają za przykład jego zasług. - To prawdziwy gospodarz, sam wchodził na kościelną wieżę, żeby dopilnować remontu, wysprzątał cmentarz, wymienił ogrzewanie w salkach, a z zarośniętego ogródka zrobił parking. A że wypije piwo, to nic w tym złego - mówią. Po całodziennych rozmowach kanclerz wyjechał bez pożegnania, a ks. Dewor przekazał zebranym wokół plebanii ludziom decyzję biskupa: zostaję do sierpnia, pod warunkiem że dojdzie do uspokojenia sytuacji. Tłumy przywitały tę wiadomość oklaskami. Ks. Dewor starał się cały czas konflikt załagodzić. Pikietującym obiecywał, że nie wyjedzie po kryjomu. - Choć nie czuję się niczemu winny, to podporządkuję się decyzji przełożonych - powiedział "Gazecie".
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.