Groźna, zakonspirowana sekta przenika do świata polityki i instytucji finansowych. W powiązanych z nią organizacjach działają znani politycy i uczeni - przestrzega Rzeczpospolita.
- W latach 80. Danilewicz był bardzo aktywny, było o nim głośno. Słyszałem o nim, bardzo mnie ciekawił - opowiada. - Zacząłem o niego pytać, wreszcie trafiłem na człowieka, który go znał i zabrał mnie na spotkanie. Pojechał do siedziby sekty, która wtedy mieściła się w podkieleckim Tumlinie. Grupa zajmowała tam dom w lesie. Chociaż Tumlin od ok. 10 lat nie jest już siedzibą sekty, mieszkańcy podkieleckiej wioski do dziś pamiętają dziwacznych lokatorów leśnego domostwa. - Mówiło się, że to byli jacyś artyści - wspomina mieszkanka Tumlina. - Ludzie się bali chodzić w tamte okolice. - Byłam tam na spacerze z dziećmi i nagle wyskoczyła grupa ludzi przebranych w jakieś długie szaty z dzidami. Dzieci bardzo się przestraszyły i więcej tam nie chodziliśmy. Dziś dawna siedziba sekty to rozlatująca się chata. Opuszczone obejście powoli zarasta las. W połowie lat 90. siedzibą sekty stał się dwór w Rudzienku pod Warszawą. Tutaj odbywały się kolejne spotkania członków grupy. - To były takie wielogodzinne spotkania, na których po kolei wszyscy zabierali głos. Była mowa o zbawieniu, o ideologii grupy - mówi Marek, zbuntowany członek sekty, który, jak twierdzi, odszedł z grupy. Od kilku lat takie zjazdy są organizowane w willi w podwarszawskiej Kobyłce. Grupa schodzi do podziemia W latach 90, po upowszechnieniu wiedzy o groźnych sektach, grupa zeszła do głębokiej konspiracji i dosłownie zapadła się pod ziemię. Potwierdza to dr Kamil Kaczmarek, socjolog z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, który przygotowuje książkę o działalności Danilewicza. Mimo zejścia do podziemia, grupa utrzymała zwarty charakter. Z bezpośredniego kierowania jej działalnością wycofał się Danilewicz. Przywódczynią sekty została Małgorzata Pawlisz, pomaga jej troje "nauczycieli". - W ważniejszych sprawach kontaktuje się z Danilewiczem, który wciąż jest guru, ale na co dzień sama kieruje działalnością grupy - podkreśla Rafał. Pranie mózgów Członkowie sekty, do których udało nam się dotrzeć, opowiadają o skrajnym podporządkowaniu "nauczycielom", wręcz o niewolnictwie w sekcie. "Uczniowie" są praktycznie bezwolnymi narzędziami w rękach "nauczycieli". - Nie mogę nic zrobić bez pozwolenia. Jeśli mam jakąś sprawę, to muszę "zgłosić interes". Tak to nazywamy w języku sekty - opowiada Rafał. - Jeśli podejmuję pracę, musi na to wydać zgodę "nauczyciel". Zarobione pieniądze oddaję grupie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.