Gigantyczna kolejka ustawiła się w środę pod warszawską siedzibą NBP po monety z Janem Pawłem II - podaje Gazeta Wyborcza.
Pierwsi ludzie przyszli już w nocy. Typy różne. Był czytelnik "Tygodnika Powszechnego", obok ktoś królewskim zapijał porannego papierosa. Monet było dużo i na każdą kieszeń: dwuzłotówki (po 2 zł), srebrne dziesięciozłotówki (zależnie od wersji - po 46 lub 55 zł) i złote stuzłotówki za 540 zł. Drzwi banku otworzyły się o ósmej, tłum ruszył do środka, pękła jedna z szyb. Dało się słyszeć odzywki znane z kolejek klasycznych: "Pan tu nie stał", "Co się pan wpycha", "Mów pan grzeczniej trochę", ale padały nie tylko takie słowa. - Dla wnuka stoję, on pracuje i nie mógł przyjść. Będzie miał pamiątkę. Wymogłam na nim, że nie sprzeda tych monet, póki nie umrę - powiedziała pani przede mną. Ci, którzy pod bank przyszli o 7.30, wyszli z niego ok. 11.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.