Nieznani sprawcy zamordowali w mieście Isiolo na północy Kenii miejscowego wikariusza apostolskiego, niespełna 77-letniego bp. Luigiego Locatiego.
Według wstępnych ustaleń, dokonanych przez włoską agencję misyjną MISNA, mordercy nie zamierzali porywać hierarchy dla okupu, ale celowo strzelali do niego, aby go zabić. Zdaniem biskupa diecezji Machakos - Martina Kivuvy, "była to zbrodnia, w której chodziło nie o pieniądze, ale o likwidację ludzi, którzy chcą wyprowadzić innych z biedy i poniżenia". Podkreślił, że taki właśnie był bp Locati, który znacznie ponad połowę swego życia przepracował w Kenii i chciał jej służyć do końca. "To bardzo smutny dzień ze względu na śmierć drogiego przyjaciela i człowieka całkowicie oddanego temu krajowi" - dodał biskup. Biskup rozmawiał z zabitym hierarchą w Nairobi na dzień przed jego tragiczną śmiercią, gdy omawiano trudną sytuację w samym Isiolo i na północy kraju, spowodowaną napięciami społecznymi i etnicznymi. Według bp. Kivuvy, bp Locati mówił mu o przejawach agresji, z jaką się stykał we wrześniu ub.r., gdy w jego mieszkaniu pojawili się jacyś nieznani mu ludzie, którzy jednak powiedzieli mu, że zabłądzili. - Ale nie wydawał mi się przestraszony i nie sądzę, aby spodziewał się nowych aktów przemocy - dodał biskup Machakos. Według dotychczasowych ustaleń, bp Locati ok. godz. 19.45 czasu miejscowego wyszedł po kolacji z miejscowego ośrodka duszpasterskiego ze swymi ochroniarzami, grupą przyjaciół i kilkoma siostrami zakonnymi. Gdy znajdował się ok. 50 m od domu, z ciemności wyskoczyło co najmniej 3 mężczyzn, którzy kijem i bronią białą pobili jednego z towarzyszy biskupa, pozbawiając go świadomości. Biskup próbował uciekać, a wówczas dosięgły go przynajmniej dwa pociski z broni palnej w szyję i głowę. Zginął na miejscu. Policja podała, że z mieszkania zamordowanego hierarchy nic nie zginęło, co tym bardziej potwierdza domysły, że chodziło o niego samego, a nie o próbę porwania lub rabunku. Niektórzy komentatorzy wiążą to zabójstwo z krwawymi zajściami, do jakich doszło w ostatnich dniach w miejscowości Turbi (dystrykt Marsabit, niedaleko Isiolo) między plemionami Borana i Gabra. Spowodowały one śmierć co najmniej 70 osób. Z ostrym potępieniem dokonanej tam masakry wystąpili biskupi katoliccy Kenii, wyrażając jednocześnie solidarność z rodzinami ofiar. Wezwali też wiernych do modlitw w intencji sprawiedliwego i trwałego pokoju. Biskup Luigi Locati urodził się 23 lipca 1928 w miejscowości Vinzaglio na terenie archidiecezji Vercelli. Święcenia kapłańskie przyjął 29 czerwca 1952 i w kilka lat później wyjechał jako misjonarz do Kenii. Misja w Isiolo, w północno-wschodniej części kraju, była wówczas częścią diecezji Meru; 15 grudnia 1995 Jan Paweł II wyodrębnił ją w oddzielną jednostkę terytorialną jako wikariat apostolski, a pierwszym jego przełożonym mianował właśnie ks. Locatiego, który sakrę przyjął 4 lutego następnego roku. Na tym obszarze katolicy stanowią ok. 18 proc. mieszkańców. W tym roku bp Locati miał ustąpić z urzędu w związku z osiągnięciem 75. roku życia, ale zapowiadał, że pozostanie na miejscu, gdyż nie wyobrażał sobie życia poza Kenią i jej mieszkańcami. W lutym br. bp Locati i pozostałych 29 biskupów kenijskich podpisali apel do rządu, domagający się podjęcia natychmiastowych i skutecznych działań wobec skorumpowanych polityków, którzy - zdaniem sygnatariuszy dokumentu - winni ustąpić bądź zostać zdymisjonowani. Obecne zabójstwo jest kolejnym tego rodzaju aktem przemocy wobec duchowieństwa w Kenii. Między innymi 15 września 1998 w mieście Wamba zginął ks. Luigi Andeni, w styczniu 1997 - w Nakuru - irlandzki franciszkanin o. Larry Timmons, w sierpniu 2000 - Amerykanin o. John A. Kaiser, w kwietniu 2003 - ks. Martin Macharia Njoroge, w listopadzie 2004 - Irlandczyk o. John Hannon i 13 stycznia br. - dominikanin o. Thomas Richard Heath.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.