Film: Potrójne kuszenie księdza

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 22.10.2005 06:45

Na nasze ekrany wchodzi "Dziewiąty dzień" Volkera Schloendorffa. Film o księżach w obozie.

Swastyka i krzyż Kremer wraca do domu - dostaje zwolnienie z obozu na dziewięć dni. W okupowanym Luksemburgu odbywa się drugie kuszenie prowadzone przez kulturalnego młodego esesmana, który deklaruje się jako chrześcijanin, niedoszły ksiądz. Esesman nakłania Kremera, aby przekonał biskupa Luksemburga do współpracy z nazistami. Kremer poddany jest moralnemu szantażowi: jeśli odmówi, zginą jego współwięźniowie. Jeśli jego misja się powiedzie, będzie uwolniony. Tu wchodzi w grę trzeci element kuszenia, najtrudniejszy, którego Schloendorff nie odważa się rozstrzygnąć tak, jak to zrobił w swoim filmie Costa-Gavras. Jego głośny przed pięciu laty film "Amen" reklamowany był we Francji plakatem, na którym łączy się swastyka i krzyż. Chodziło o milczenie papieża Piusa XII wobec hitleryzmu. Na ile to milczenie było przyzwoleniem na zagładę Żydów, a na ile dyplomatyczną próbą ratowania, kogo się da i próbą ocalenia zagrożonego Kościoła? Film Schloendorffa pokazuje, że księża - więźniowie obozu byli dla Hitlera kartą przetargową w grze nazizmu z Kościołem, grze, którą Pius XII podjął. Costa-Gavras, wychodząc od sztuki Rolfa Hochhuta "Namiestnik", ocenę moralną polityki Kościoła stawiał na ostrzu noża. Przeciwstawiał milczenie papieża wallenrodycznej postawie pewnego esesmana, który donosił aliantom informacje o Zagładzie. Schloendorff inaczej - nie chce rozstrzygać tej sprawy. Ksiądz Kremer dowiaduje się od esesmana, że papież utrzymuje dobre stosunki z NSDAP. Nie uważa jednak, że Kościół go zawiódł, skoro zawiódł tylko Watykan. Odrzucenie pokusy Pada w filmie argument na rzecz milczenia: kiedy w Holandii naziści zarządzili deportacje Żydów i biskupi się temu sprzeciwili, zarządzono wywózkę do obozów także katolików pochodzenia żydowskiego, w tym Edyty Stein. Argument ten zawisa jednak w próżni wobec prawdy, o której film Schloendorffa również napomyka: byli przecież biskupi, którzy otwarcie sprzyjali Hitlerowi. Kościół - w świetle tego filmu - jest taki, jacy są ludzie. Zaledwie taki i aż taki. Jeśli można mówić o jego misji, spełnia się ona w czynie jednego człowieka. W przypadku księdza Kremera - w odrzuceniu pokusy. Jest coś, o czym się w filmie nie mówi. W XX wieku nastąpiło jednak rzeczywiste spotkanie ideologii hitlerowskiej i poglądów głoszonych często w Kościele - tam, gdzie chodziło o stosunek do Żydów. Było i jest nadal wśród ludzi mieniących się chrześcijanami milczące usprawiedliwienie Zagłady tych, których w Kościele od wieków oskarżano o bogobójstwo. Warto pamiętać przy okazji filmu Schloendorffa, nieco ponad miarę mnożącego moralne paradoksy, prostą prawdę: dopiero Jan XXIII zniósł zwrot z modlitwy wielkanocnej o "perfidis Iudeis", czyli o "perfidnych Żydach". Myśl, że Kościół, który troszczy się tylko o "swoich", poświęcając innych - na przykład Żydów - działa sprzecznie z posłaniem Jezusa, nawet dziś nie jest oczywista. Ale i wtedy, kiedy dzieje się "Dziewiąty dzień", byli tacy, którzy nie mieli co do tego wątpliwości. I oni byli Kościołem.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona