Prof. Rodolfo Proietti, szef ekipy, która zajmowała się Janem Pawłem II w klinice Gemelli pośrednio potwierdził doniesienia o tym, że na życzenie Jana Pawła II nie stosowano tak zwanej uporczywej terapii.
Prof. Rodolfo Proietti, szef ekipy, która zajmowała się Janem Pawłem II w klinice Gemelli, po raz pierwszy podczas spotkania z korespondentami PAP i Polskiego Radia ujawnił niektóre szczegóły dotyczące terapii i hospitalizacji Jana Pawła II. Profesor Proietti podkreślił, że terapia zastosowana podczas pierwszej hospitalizacji papieża na początku lutego okazała się skuteczna, a najlepszym jego zdaniem dowodem tego było, że mógł on powrócić do Watykanu. "Powiedziałbym, że także po drugiej hospitalizacji na przełomie lutego i marca Ojciec Święty opuścił klinikę w nienajgorszym stanie. A więc i po drugim pobycie w szpitalu mieliśmy nadzieję. Potem jednak choroba rozwinęła się. Możemy więc powiedzieć, że nadziei zabrakło dopiero w ostatnich dniach, gdy papież był w Watykanie, a jego stan nagle się znowu pogorszył" - podkreślił włoski profesor. Zapewnił, że każda decyzja dotycząca rodzaju stosowanej terapii była zawsze uzgadniana z papieżem. Sposób leczenia profesor Proietti określił jako "zrównoważony, proporcjonalny do stanu zdrowia, nigdy nie nadmierny". W ten sposób pośrednio potwierdził doniesienia o tym, że na życzenie Jana Pawła II nie stosowano tak zwanej uporczywej terapii czyli utrzymywania przy życiu przy pomocy dużych dawek lekarstw oraz dzięki podłączeniu do aparatów medycznych. O tym, że takie było życzenie papieża miały świadczyć jego słowa "Pozwólcie mi odejść do domu Pana", przytoczone przed kilkoma miesiącami przez arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Profesor Proietti, który przez wiele miesięcy zarówno w czasie ostatniej choroby papieża, jak i po jego śmierci, nie wypowiadał się dla mediów, wyznał, że jego najpiękniejsze wspomnienia, związane z osobą Jana Pawła II, dotyczą wspólnych wyjazdów w góry, gdzie także się nim opiekował. "Te najpiękniejsze wspomnienia dotyczą szczęśliwych chwil, zwłaszcza zaś wspólnych letnich wakacji w górach. Z radością wspominam nasze długie spacery, choć oczywiście od papieża dzieliła mnie w tych momentach stosowna odległość. W tych chwilach panował klimat niezwykłego spokoju, to było szczególne doświadczenie. Właśnie takie chwile pamiętam lepiej i chętniej wspominam. Bo widać było wtedy, jak papież cieszy się z tego, że przez chwilę może być sam, może sam spacerować, modlić się i myśleć. Tylko wtedy nie był pochłonięty licznymi zajęciami, które miał przez cały rok i z których nigdy nie rezygnował. Jak wszyscy wiedzą, był nieustannie zajęty. Jedynie w tych rzadkich chwilach w górach mógł pozwolić sobie na luksus 10-minutowego odpoczynku" - powiedział profesor Rodolfo Proietti.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.