Brytyjczycy na razie nie pójdą w ślady amerykańskiego stanu Oregon i nie zezwolą, by nieuleczalnie chorzy pacjenci mogli sami zadać sobie śmierć - informuje Rzeczpospolita.
Tak zwana ustawa Lorda Joffe'a stała się w piątek przedmiotem debaty w wyższej izbie brytyjskiego parlamentu. Zgodnie z przewidywaniami lordowie przyjęli wniosek o wstrzymanie nad nią prac na pół roku, ale wszystko wskazuje na to, że po tym czasie dyskusja rozgorzeje na nowo. Ustawa miałaby objąć pacjentów, którzy spełniają trzy warunki: lekarz daje im nie więcej niż pół roku życia, ich cierpienia oceniane są jako nie do wytrzymania, a oni sami są w stanie jasno wyrazić wolę śmierci. Nie jest to projekt legalizujący eutanazję, lecz dopuszczający pomoc w samobójstwie - takie prawo funkcjonuje w Oregonie i na tym prawie się ona wzoruje. Rola lekarzy ogranicza się tam tylko do przepisania śmiertelnej dawki mieszanki środków nasennych. Chory musi sobie zaaplikować ją sam. W przypadku eutanazji dobrowolnej wykonawcą woli chorego jest lekarz. Ustawa jest sygnałem, że spór między zwolennikami i przeciwnikami "godnej śmierci" w Wielkiej Brytanii nabiera tempa. Do niedawna ożywał tylko przy okazji nagłaśnianych przez prasę takich przypadków, jak sprawa Diane Pretty, która bezskutecznie domagała się prawa do skrócenia własnych cierpień. Podczas piątkowej debaty w roli najbardziej zagorzałego przeciwnika ustawy wystąpił arcybiskup Canterbury, który powiedział, że koszt wprowadzenia nowego prawa byłby nieporównywalnie wyższy od indywidualnej korzyści kilku osób. Rowan Atkinson podziela pogląd, że legalizacja zabijania śmiertelnie chorych - czy to w formie zabójstwa, czy samobójstwa - doprowadzi wkrótce do wynaturzeń, których skutki będą opłakane. Najczęściej wysuwanym argumentem przeciwko eutanazji jest to, że prowadzi ona do "równi pochyłej". Zasady ulegają degradacji i zabijanie ciężko chorych ludzi staje się normą, a nie spełnianiem ich woli. A nawet, jeśli pacjent sam prosi o śmiertelny zastrzyk, może się kierować presją ze strony otoczenia. W Holandii, gdzie eutanazja jest legalna, podobne obawy sprawdzają się. Media alarmują, że liczba zabiegów rośnie tam trzeci rok z rzędu, a do rejestru trafia tylko co trzeci przypadek - choć zgodnie z prawem powinien każdy. Z kolei obok eutanazji stosowanej z woli pacjenta, coraz częściej zabijane są osoby, które wcale nie wyraziły takiej woli. Tymczasem władze mają wkrótce rozszerzyć zakres eutanazji również na niemowlęta, które urodziły się z ciężkimi uszkodzeniami. - Nie ma takiego ryzyka, że ustawa w wersji brytyjskiej powtórzy błędy Holendrów - zapewnia Mark Slattery z organizacji Dignity In Dying (Godna Śmierć). - Ma być tak jak w Oregonie, gdzie nadzór nad każdym przypadkiem jest tak dokładny, że nie słychać tam o żadnych nadużyciach. I tak, i nie. W ciągu ośmiu lat obowiązywania ustawy o pomocy w samobójstwie lekarze przepisali śmiertelną dawkę 250 pacjentom. W Holandii na zabicie takiej liczby chorych wystarcza półtora miesiąca. Ale i w Oregonie pojawiają się opinie, że legalizacja samobójstwa doprowadziła do zmniejszenia nakładów na opiekę nad obłożnie chorymi. - Nie ma co się oszukiwać: celem legalizacji pomocy w samobójstwie jest wprowadzenie tylnymi drzwiami eutanazji - mówi "Rz" Kathy Myers z organizacji Care Not Killing. - O wiele lepszym wyjściem byłaby poprawa warunków opieki paliatywnej. Nie zgadza się z nią Mark Slattery. - Ponad 80 procent Brytyjczyków chce mieć prawo do godnej śmierci. Nie rozumiem, dlaczego nie należy im go przyznać. Od redakcji Jan Paweł II przestrzegał przed triumfem cywilizacji śmierci. Swym umieraniem pokazał, na czym naprawdę polega godna śmierć. Niestety, w mediach nie pojawia się niemal nigdy informacja o tym, że dążenie do legalizacji eutanazji ma podstawy materialne. Najróżniejsze firmy "medyczne" wietrzą tu ogromy biznes i wielkie pieniądze. To, co eufemistycznie jest nazywane prawem do godnej śmierci, w istocie jest najzwyczajniejszym płatnym zabójstwem. W dodatku sprytni przedsiębiorczy mordercy chcą, żeby za zabójstwa zapłaciły ich ofiary. Wiara.pl
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.