Ksiądz Czajkowski zaprzecza i przeprasza

Życie Warszawy/a.

publikacja 17.05.2006 06:23

W IPN znajdują się szokujące dokumenty. Wynika z nich, że ks. prof. Michał Czajkowski przez ponad 20 lat był agentem bezpieki. Ksiądz zaprzecza i przeprasza - pisze na pierwszej stronie Życie Warszawy opatrując tekst wielkim zdjęciem duchownego.

Ktoś chce mnie wrobić

Nigdy nie chciałem skrzywdzić Kościoła. Jeśli ktoś wykorzystał moją łatwowierność, bardzo przepraszam. Z ks. prof. Michałem Czajkowskim rozmawia Rafał Pasztelański - Z dokumentów IPN wynika, że przez co najmniej 24 lata był Ksiądz tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Jankowski”. Dał się Ksiądz złamać? - Nie dałem się złamać. Nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem, nie znam pseudonimu „Jankowski”. Nie brałem też żadnych pieniędzy. - Nie ma Ksiadz sobie nic do zarzucenia? - Nigdy nie chciałem skrzywdzić mojego Kościoła ani przyjaciół. Jeśli ktoś jednak wykorzystał moją łatwowierność, szczerość, nieostrozność czy zbytnią swobodę wypowiadania się, naprawdę bardzo przepraszam. - Z dokumentów wynika, że wysyłał Ksiadz meldunki z Rzymu na adres Tomasza Stefańskiego. - Ani z Rzymu, ani z innych miast nie wysyłałem żadnych donosów. Nigdy nie znałem Stefańskiego ani jego adresu przy Hożej. Nie rozumiem, jak można sugerować, ze pisałem takie judaszowe meldunki, w dodatku opatrywane pozdrowieniem „niech będzie pochwalny Jezus Chrystus”. Ktoś mnie próbuje wrobić! - Według SB, motywem podjęcia współpracy była chęć uzyskania paszportu potrzebnego do studiowania w Rzymie... - Nigdy nie zabiegałem o paszport w inny sposób, niż pisząc oficjalne podanie do władz. Wiedziałem zresztą, że paszport otrzymam. Mój proboszcz ze Świdwina, prałat Eugeniusz Kłoskowski, załatwił mi to u swego szkolnego kolegi Bolesława Podedwornego, ówczesnego wiceprzewodniczącego Rady Państwa. Po powrocie do Polski wybrałem się nawet do Rady Państwa z podziękowaniem. W następnych latach zresztą wielokrotnie odmawiano mi paszportu. - Nigdy nie podpisał Ksiądz niczego na SB? - W czerwcu 1956 r. jechałem na prymicję kolegi Witka Stroińskiego. Pociąg stanął przed Poznaniem, a konduktor powiedział, że w mieście rewolucja. Poszedłem tam torami. Widziałem strzelaniny i inne straszne rzeczy. Po jakimś czasie dostałem wezwanie na milicję. Ubek kazał mi się przyznać, że brałem udział w zajściach poznańskich. Zaprzeczyłem. Na koniec dali mi do podpisania zobowiązanie do milczenia na temat wizyty na UB. To wszystko. - Z dokumentów SB wynika, że był Ksiądz agentem wyjątkowo gorliwym. - Jestem tym porażony i przerażony. Przecież nigdy nie byłem agentem! Nie miałem też kontaktów z wywiadem PRL.

Reklama

Reklama