W IPN znajdują się szokujące dokumenty. Wynika z nich, że ks. prof. Michał
Czajkowski przez ponad 20 lat był agentem bezpieki. Ksiądz zaprzecza i
przeprasza - pisze na pierwszej stronie Życie Warszawy opatrując tekst wielkim
zdjęciem duchownego.
Ktoś chce mnie wrobić
Nigdy nie chciałem skrzywdzić Kościoła. Jeśli ktoś wykorzystał moją łatwowierność, bardzo przepraszam.
Z ks. prof. Michałem Czajkowskim rozmawia Rafał Pasztelański
- Z dokumentów IPN wynika, że przez co najmniej 24 lata był Ksiądz tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Jankowski”. Dał się Ksiądz złamać?
- Nie dałem się złamać. Nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem, nie znam pseudonimu „Jankowski”. Nie brałem też żadnych pieniędzy.
- Nie ma Ksiadz sobie nic do zarzucenia?
- Nigdy nie chciałem skrzywdzić mojego Kościoła ani przyjaciół. Jeśli ktoś jednak wykorzystał moją łatwowierność, szczerość, nieostrozność czy zbytnią swobodę wypowiadania się, naprawdę bardzo przepraszam.
- Z dokumentów wynika, że wysyłał Ksiadz meldunki z Rzymu na adres Tomasza Stefańskiego.
- Ani z Rzymu, ani z innych miast nie wysyłałem żadnych donosów. Nigdy nie znałem Stefańskiego ani jego adresu przy Hożej. Nie rozumiem, jak można sugerować, ze pisałem takie judaszowe meldunki, w dodatku opatrywane pozdrowieniem „niech będzie pochwalny Jezus Chrystus”. Ktoś mnie próbuje wrobić!
- Według SB, motywem podjęcia współpracy była chęć uzyskania paszportu potrzebnego do studiowania w Rzymie...
- Nigdy nie zabiegałem o paszport w inny sposób, niż pisząc oficjalne podanie do władz. Wiedziałem zresztą, że paszport otrzymam. Mój proboszcz ze Świdwina, prałat Eugeniusz Kłoskowski, załatwił mi to u swego szkolnego kolegi Bolesława Podedwornego, ówczesnego wiceprzewodniczącego Rady Państwa. Po powrocie do Polski wybrałem się nawet do Rady Państwa z podziękowaniem. W następnych latach zresztą wielokrotnie odmawiano mi paszportu.
- Nigdy nie podpisał Ksiądz niczego na SB?
- W czerwcu 1956 r. jechałem na prymicję kolegi Witka Stroińskiego. Pociąg stanął przed Poznaniem, a konduktor powiedział, że w mieście rewolucja. Poszedłem tam torami. Widziałem strzelaniny i inne straszne rzeczy. Po jakimś czasie dostałem wezwanie na milicję. Ubek kazał mi się przyznać, że brałem udział w zajściach poznańskich. Zaprzeczyłem. Na koniec dali mi do podpisania zobowiązanie do milczenia na temat wizyty na UB. To wszystko.
- Z dokumentów SB wynika, że był Ksiądz agentem wyjątkowo gorliwym.
- Jestem tym porażony i przerażony. Przecież nigdy nie byłem agentem! Nie miałem też kontaktów z wywiadem PRL.