Mufti Muamer Zukorlić w serbskim Novym Pazarze ma rząd dusz, telewizę, uniwersytet i dwie żony. I skrajnych muzułmanów, z którymi musi wojować - napisała Gazeta Wyborcza.
Mufti 400-tysięcznego regionu Sandżak na pograniczu Serbii i Czarnogóry, gdzie muzułmanie stanowią 80 proc. ludności, jest tu najważniejszą osobistością. Jako wykształcony w krajach arabskich znawca prawa i teologii muzułmańskiej zabiera głos w sprawach prywatnych i państwowych, wydaje oficjalne interpretacje prawne, ale przede wszystkim jest dla muzułmanów autorytetem i przywódcą. Każdy wpływowy mieszkaniec coś mu zawdzięcza. Dziekan np. to, że został pierwszym w Serbii doktorem nauk islamskich. W stolicy Sandżaku Novym Pazarze 36-letni mufti Zukorlić jest też najbogatszym człowiekiem w mieście. Stworzył w regionie telewizję, radio, gazetę, jedyny w Serbii fakultet islamski i prywatny Uniwersytet Międzynarodowy, który ma swoje filie w czterech miastach kraju i 3 tys. studentów. Mufti ma też m.in. elegancki butik z ubraniami dla muzułmanek i dwie żony - pierwszą z Jordanii i drugą z Novego Pazaru, młodszą od niego o dziesięć lat, którą poślubił pod koniec 2005 r., mimo że oficjalnie poligamia jest w Serbii zakazana. Związek zawarli w Bośni i Hercegowinie, w jednym z meczetów Sarajewa, a wesele wyprawili w tamtejszym hotelu Holiday Inn. Powtórny ożenek przywódcy muzułmanów z Sandżaku był ostro krytykowany w Serbii, ale Zukorlić niczego się nie boi. Z władzami ma od lat wyśmienite kontakty. Gdy pięć lat temu zakładał uniwersytet, którego rektorem jest do dziś, pomógł mu w tym bardzo popularny ówczesny premier Serbii Zoran Dzindzić - ikona demokratycznych zmian i zwolennik wydania bałkańskich zbrodniarzy wojennych Trybunałowi ONZ. W marcu 2003 r. Dzindzić został zamordowany. Od tej pory Zukorlić co roku w dniu zamachu organizuje uroczystości poświęcone byłemu premierowi. Młody mufti ma jednak nadal wzorowe kontakty z władzami - relacjonuje Agnieszka Skieterska w Gazecie Wyborczej. Belgradzcy politycy cenią go, bo choć upomina się o prawa muzułmanów, jest umiarkowany w poglądach i toczy bój z wyznawcami radykalnej odmiany islamu, których ostatnio przybywa w graniczącym z Kosowem, Czarnogórą i Bośnią Sandżaku. To wahabici, z serbska zwani wahabjami. Wahabitów na ulicach Novego Pazaru łatwo rozpoznać: noszą brody, szarawary i białe, muzułmańskie, ręcznie dziergane czapeczki. Zdjęć kategorycznie nie pozwalają sobie robić. Wzorem wyznawców XVIII-wiecznej doktryny religijno-politycznej, która powstała w Arabii Saudyjskiej, chcą powrotu do korzeni wiary, głoszą, że konieczna jest surowość i prostota obyczajów. Ganią zepsuty islam muftiego Zukorlicia. Mają swoje szkoły religijne, a jedynym źródłem wiary jest dla nich interpretowany dosłownie Koran. W mieście ludzie plotkują, że w zamian za noszenie brody i charakterystycznego stroju fundamentaliści dostają pieniądze z krajów arabskich. Przypominają też, że wahabizm wyznaje Osama ben Laden, wielu członków al Kaidy i bojowników z Afganistanu czy Iraku.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.