Każdy ksiądz ma swoje poglądy polityczne i ma do nich prawo. Jednak nie powinien ich narzucać w kościelnym nauczaniu - mówi metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
To, co uważam, wyraziłem - wydaje mi się, że w sposób wyważony - w przemówieniu do parlamentarzystów 4 listopada, w przededniu pierwszych posiedzeń obu izb. Powołałem się na Jana Pawła II, który w 1999 r. mówił w parlamencie o potrzebie kontynuacji. Papież pochwalił przemiany 1989 r., trud osób w nie zaangażowanych, ale też wskazał na to, co go boli w tych polskich przemianach. Uważam zatem, że musimy zawsze myśleć w kategoriach kontynuacji - od roku 1989 aż do dziś. To nie jest tak, że w kolejnych wyborach, za kadencji kolejnego rządu zaczyna się Polska. - Politycy Prawa i Sprawiedliwości wyznawali tę teorię. - Nie tylko oni. Jeśli to mówię dziś, to po to, by się to nie przydarzało następnym. Wszystkim grozi ta sama pułapka: myślenie, że oto od nas się wszystko zaczyna. Tymczasem trzeba myśleć, że wygrywając wybory, wchodzimy na cztery, a czasem na dwa lata w historię Polski, która ma ponad tysiąc lat, i jesteśmy w niej zaledwie mgnieniem oka, starając się zrobić dla niej i na teraz jak najwięcej dobrego. To ma być pokorna służba i kontynuacja. Ale mówię także o kontynuacji ostatnich dwóch lat. Nie jest tak, że to, do czego wrócił PiS - choćby kwestia polityki historycznej, patriotyzmu, duchowych potrzeb człowieka, oczyszczenia życia publicznego - to nie było potrzebne. Często bywało zapomniane bądź zepchnięte na drugi plan. Człowiek ma swoje potrzeby duchowe, patriotyczne i władza ma te potrzeby zaspokajać. Dlatego uważam, że kontynuacji wymaga całe 18 lat, ale trzeba także mądrego i kreatywnego ciągu dalszego tego, co zostało zrobione przez ostatnie dwa lata. Gdy słyszę czy czytam w gazetach, że teraz mamy nowy początek, że zwalczyliśmy nie wiadomo kogo - nie wierzę w to. Podobnie jak nie wierzę w zagrożenia demokracji, o których słyszę w ostatnich dwóch tygodniach. Jestem przekonany, że wszystkie te okresy były potrzebne, każdy coś wnosił. Tak jest zresztą w każdej instytucji, nie tylko w parlamencie, ale chociażby w rodzinie. - Czy podobało się Księdzu Arcybiskupowi, że PiS manifestował przywiązanie do Kościoła? - Dzisiaj pojawiają się tendencje do sprywatyzowania religii. Owszem, wiara jest sprawą osobistą w tym sensie, że każdy daje sam Bogu odpowiedź na jego łaskę. Ale to nie znaczy, że katolik, wchodząc do pracy czy Sejmu, ma swoje przekonania religijne schować lub zostawić. O tym właśnie mówiłem na inauguracji parlamentu. To, że politycy inspirują swoje działania przekonaniami religijnymi, jest ze wszech miar pożyteczne. Można i trzeba działać w życiu społecznym, politycznym, w organizacjach pozarządowych z inspiracji chrześcijańskich, wnosząc Ewangelię przez świadectwo życia nią, a nie przez katolickie "oflagowywanie" swoich działań. Ten sposób obecności Kościoła w życiu społecznym jest pożądany i całkowicie zgodny z nauką Konstytucji Soboru Watykańskiego II Gaudium et spes. Natomiast boję się i zawsze się tego bałem, gdy politycy brali katolicyzm na swoje sztandary. W latach 90. - pomińmy nazwy partii - było to dużo bardziej widoczne niż dzisiaj. A wtedy się idzie z Ewangelią rozumianą trochę jako ideologia. Pod tym względem ostatnie dwa lata były zupełnie przyzwoite. - Nie udało się za tej kadencji zmienić konstytucji w punkcie dotyczącym ochrony życia. Uważa Ksiądz Arcybiskup, że ustawa aborcyjna powinna zostać w przyszłości zaostrzona kosztem naruszania obecnego kompromisu? - Obroną powinno być objęte każde życie. Matka Teresa powiedziała kiedyś: największym niebezpieczeństwem zagrażającym dzisiaj pokojowi jest aborcja. Jeśli zrobimy wyjątek czy to dla aborcji, czy kary śmierci, czy przyzwolenia na zabijanie ludzi chorych, to co stoi na przeszkodzie, by powiedzieć: "Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się wzajemnie nie pozabijali"? Słowa te przytoczył w kazaniu o życiu Jan Paweł II w Kaliszu w 1997 r. Kwestię zasad trzeba stawiać jasno i to czyni Kościół. Każde ludzkie życie domaga się obrony. W szczególny sposób życie istot bezbronnych. Osobną sprawą jest to, o czym często zapominamy: pomoc rodzinom, kobiecie w kiepskich warunkach. Ostatecznie najważniejszym sposobem ochrony życia jest rozpalenie miłości matki do dziecka, które jest pod jej sercem. Nikt nie może być większym strażnikiem życia nienarodzonego niż matka. Jeśli u niej potrafimy wyzwolić odpowiedzialność i radość z tego nowego życia, to otrzymamy najlepsze efekty. Zadaniem polityków zaś jest zgodne z zasadami fundamentalnymi dla życia jego prawne zabezpieczenie. W tej kwestii powinni oni kierować się najważniejszym prawem człowieka i własnymi sumieniami.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.