Gdyby Polacy chcieli religii na maturze, zakazu aborcji, wzrostu wpływów Radia Maryja, to głosowaliby na PiS lub ugrupowania na prawo od partii Jarosława Kaczyńskiego - napisał na łamach Dziennika poseł PO Jarosław Gowin.
Sławomir Sierakowski naszkicował w Dzienniku obraz Polski jako kraju poddanego dyktatowi ponurych szwadronów zawziętych klechów, skutecznie zastraszających polityków (od Aleksandra Kwaśniewskiego po Jarosława Kaczyńskiego). Ba, na liście osób odpowiedzialnych za przekształcenie Polski w państwo "pustego fundamentalizmu" znaleźć można nawet Adama Michnika, zresztą obok Leszka Millera - pisze poseł PO Jarosław Gowin. Obraz Kościoła, jaki wyłania się z tekstu Sierakowskiego, jest żywcem wzięty z poradnika młodego (bardzo młodego…) rewolucjonisty: "średniowieczny, pełen hipokryzji, funkcjonujący jak partia polityczna". Z tym obrazem nie warto polemizować - są granice oderwania od rzeczywistości, za którymi poważna rozmowa nie jest już możliwa. W tekście młodego lidera warszawskich salonów artystyczno-dziennikarskich jest też jednak warstwa polityczna, nad którą warto się zatrzymać, bo stanowi ona odskocznię do planu pogrążenia naszego życia publicznego w kolejnej fazie jałowych sporów ideologicznych. Na tym bowiem kończą się pomysły obecnej lewicy na odbicie się od politycznego dna, na jakie zepchnęła ją korupcja epoki Millera oraz bezideowość ekipy Kwaśniewskiego i Olejniczaka. Sierakowski odnosi się do mojej propozycji, aby koalicja PO - PSL z założenia odłożyła na bok spory światopoglądowo-etyczne, koncentrując się na rozwiązywaniu problemów, które obchodzą przytłaczającą większość Polaków: budowie autostrad, podnoszeniu zarobków w sferze budżetowej, obniżaniu podatków, upraszczaniu prawa… Mój oponent widzi w tym spełnianie "żądań" Episkopatu i gotowość do "przehandlowania" wolności w zamian za spokój polityczny. Nie zauważa przy tym, że moje stanowisko oznacza odrzucenie niektórych postulatów Episkopatu, np. postulatu wprowadzenia religii jako przedmiotu maturalnego. W latach 90. przeżyliśmy burzliwą debatę na temat granic publicznej obecności religii, właściwego modelu stosunków Kościół - państwo czy kwestii politycznych zadań katolików. Rezultatem tej debaty było ukształtowanie się pewnego kompromisu społecznego. Zakłada on np. stosunkowo restrykcyjne prawo antyaborcyjne, ale odrzuca postulat jej całkowitego zakazu. Zakłada szeroką publiczną obecność religii, przy zachowaniu jednak światopoglądowej bezstronności państwa i jego rozdziale od instytucji kościelnej. Zakłada obecność katechezy w szkole, przy jednoczesnym poszanowaniu praw mniejszości religijnych lub niewierzących. Elementem tego kompromisu jest legalność zabiegów in vitro, z wykluczeniem jednak możliwości finansowania ich z budżetu. Nad poszczególnymi elementami tego polskiego kompromisu światopoglądowego można by długo dyskutować. Pewnie zawiera on rozwiązania lepsze lub gorsze. Niektóre są trudne z punktu widzenia Kościoła, inne - z punktu widzenia niekatolickich mniejszości. Ale fakt utarcia się takiego kompromisu jest wielką wartością. Myślę zresztą, że tak właśnie postrzega go ogromna większość Polaków, którzy - co pokazują sondaże opinii publicznej - z dystansem odnoszą się do wszelkich prób jego naruszenia.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.