Katolickim wydawcom nie może być wszystko jedno

Znak wydał „prowokacyjne" książki Jana T. Grossa i ks. Tadeusza Isakowicza- Zaleskiego. Tyle że ks. Zaleski „prowokuje" prawdą, a Gross napastliwością - napisał w Rzeczpospolitej Tomasz Wiścicki.

List kardynała Stanisława Dziwisza do wydawnictwa Znak, krytykujący wydanie przez tę oficynę książki Jana Tomasza Grossa „Strach”, stawia na porządku dziennym pytanie o zobowiązania wydawnictw katolickich. Nikt chyba nie postuluje, by takie wydawnictwa sprowadzić jedynie do roli – skądinąd wielce istotniej – dostarczyciela literatury konfesyjnej, cokolwiek by to miało oznaczać. Czy jednak oznacza to, że w wydawnictwie katolickim może ukazać się dowolna książka? - pyta Wiścicki. Warto przyjrzeć się właśnie przypadkowi „Strachu”. Publikacja jest dziełem renomowanego autora, którego prace na przykład na temat okupacji sowieckiej należą do klasyki. „Strachu” nie można też żadną miarą uznać za prymitywne wydawnictwo komercyjne. Praca budzi od początku, a właściwie – zanim jeszcze się ukazała – gorącą dyskusję. Czy oznacza to, że zastrzeżenia kardynała Dziwisza były nieuzasadnione? Jan Tomasz Gross postanowił dokonać narodowej psychoanalizy, zmuszając niejako do niej opornych radykalizmem głoszonych tez, agresywnym językiem, publicystycznością sformułowań. To właśnie owe nieuprawnione uogólnienia, napastliwy język, nielicujący z powagą tematu, wreszcie swego rodzaju szantaż moralny (jeśli ktoś z jakiegokolwiek powodu krytykuje książkę, to znaczy, że nie chce przyjąć niewygodnej prawdy) sprawiają, że wydawnictwo katolickie nie jest najlepszym miejscem do publikacji takiego dzieła. Takie oficyny powinny raczej powściągać się od publikacji dzieł posługujących się prowokacją, takich, które bardziej dzielą, niż łączą - dowodzi Wiścicki. Na to odpowiedzieć można: przecież ten sam Znak wydał niedawno pracę księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego „Księża wobec bezpieki”. Dla wielu był to skandal porównywalny z książką Grossa. Czy wobec tego i w tym przypadku Znak popełnił błąd? Prowokacyjność Grossa i ks. Zaleskiego polegają jednak na czymś zupełnie innym. „Prowokacja” ks. Zaleskiego oznacza po prostu mówienie prawdy. Daremnie w książce szukać agresji, złośliwości, niestosownej ironii. Inaczej rzecz się ma ze „Strachem” Tu mamy do czynienia z faktami dobrze znanymi historykom, a i – przynajmniej częściowo, np. jeśli chodzi o pogrom kielecki – funkcjonującymi w szerszym obiegu czytelniczym. Jan Tomasz Gross zbudował swą prowokację na napastliwym sposobie wygłaszania znanych tez. Znanych, to prawda, nie wszystkim – czy jednak naprawdę można sądzić, że ci, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości zbrodni popełnianych polskimi rękami, przyjmą prawdę ubraną w słowa typu „katoendecja” czy „kanibalizm teologiczny większości episkopatu”? Niedawno w katolickim miesięczniku Więź, w którym pracuję, stanęliśmy przed wyborem pozornie podobnym. Postanowiliśmy mianowicie opublikować tekst Marcina Zaremby „Oni mordują nasze dzieci! Mit mordu rytualnego w powojennej Polsce”. Publikacji tej chyba żaden Polak nie jest w stanie czytać spokojnie. Autor pisze właściwie o tym samym co Gross, podaje wstrząsające fakty, w najmniejszym stopniu ich nie bagatelizując. Jeśli jednak nasz wybór był tylko pozornie podobny do dylematu Znaku, to dlatego, że obszerny artykuł Zaremby pozwala naprawdę zrozumieć, jak to się stało, że w tużpowojennej Polsce doszło do antyżydowskich pogromów. Opiera się na bogatej bazie źródłowej oraz obszernej literaturze z dziedziny psychologii społecznej. Jego tez żadną miarą nie można uznać za uspokajające: autor twierdzi mianowicie, że uczestnicy pogromów i mordów naprawdę wierzyli, że Żydzi zabijają dzieci w celach rytualnych albo – w wersji zmodernizowanej – aby pobrać krew do transfuzji dla ocalałych z Zagłady... - relacjonuje Wiścicki. Zaremba wykazuje, że to nie te przesądy były średniowieczne: średniowieczna była rzeczywistość okresu tuż po wojnie. Dla wielu trudne do przyjęcia będzie stwierdzenie, że w źródłach brak jakichkolwiek śladów wskazujących na sowiecką prowokację. Jeśli jednak nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że taki materiał nadaje się do publikacji w katolickim miesięczniku, to właśnie dlatego, że jest on warsztatowo więcej niż rzetelny, rzeczowy w tonie, bez śladu agresji, a tezy mają mocne oparcie w przebadanym materiale, skądinąd ogromnym. Niczego takiego nie da się powiedzieć o książce Grossa. Dlatego tekst Marcina Zaremby znakomicie nadaje się do katolickiego miesięcznika. Można natomiast mieć poważne wątpliwości, czy książka Jana Tomasz Grossa musiała się ukazać akurat w katolickim wydawnictwie. O tym, czy publikacja powinna trafić na katolickie łamy, nie decyduje przede wszystkim treść, ale sposób ujęcia. W katolickich oficynach wydawać można książki na (prawie) każdy poważny temat. Nie każdy jednak sposób ujęcia tematu do publikacji pod katolickim szyldem się nadaje - podsumowuje Tomasz Wiścicki.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
12°C Czwartek
rano
21°C Czwartek
dzień
22°C Czwartek
wieczór
17°C Piątek
noc
wiecej »