Nie szukam kontaktów towarzyskich. Może to jest mój błąd, ale kobiecie to nie przystoi - tak Ewa Sowińska tłumaczy w rozmowie z Rzeczpospolitą chęć odwołania jej ze stanowiska.
RZ: Słuchacze Radia Maryja modlili się, by wytrwała pani na urzędzie rzecznika, to wsparcie pomogło? Ewa Sowińska: Pewnie tak, ale nie mam świadomości, że modlitwy się odbywały, bo nie miałam czasu słuchać radia. - Nie słucha pani Radia Maryja? - Kiedyś słuchałam bardzo dużo, ale odkąd weszłam w politykę, to brakuje mi czasu. - Za to występuje pani na antenie mediów o. Rydzyka. - Czasami jest to połączenie telefoniczne, paru zdań oczekuje się ode mnie na jakiś temat. Ale nie jeżdżę często do Torunia. Przez dwa lata, odkąd jestem rzecznikiem, byłam może ze dwa razy, to nie jest mała odległość. Dwa miesiące temu byłam też proszona przez oddział warszawski telewizji Trwam, by wypowiedzieć się na temat zasiłków dla dzieci niepełnosprawnych. - Czy ze względu na zamieszanie wokół pani osoby, tak po ludzku, nie ma pani dosyć pełnienia funkcji rzecznika praw dziecka? - Wiem, że muszę swoją osobę wykluczyć z obszaru swojego zainteresowania. - Co to znaczy? - Muszę stanąć obok siebie. Nie skupiać się na sobie, bo moim zadaniem jest skupianie się na problemach dzieci. Moja osoba jest nieważna. - Da się tak stanąć obok? - Nie jest to łatwe, ale możliwe. Mój zawód mnie do tego przygotował. Jestem lekarzem rodzinnym, od pierwszych dni pracy miałam do czynienia z najmłodszymi dziećmi. Sprawy dzieci były mi bliskie i nie myślałam o sobie. - Nie wierzę, że nie dotknęło pani znalezienie się na trzecim miejscu w rankingu dziennikarza „Washington Post” na idiotę roku za wypowiedź o homoseksualnym podtekście ukrytym w bajce „Teletubisie”. - Doszło do niezręczności w mojej wypowiedzi. Biorąc to pod uwagę, muszę być uczciwa i sama sobie powinnam przyznać minus za niefortunne sformułowanie. - LiD i Platforma chcą pani odwołania. Rozważa pani dymisję? - Wniosek LiD był złożony zaraz po moim rocznym sprawozdaniu z działalności w dosyć zaskakujących okolicznościach. Mianowicie w grudniu to samo sprawozdanie zostało przyjęte w Senacie wraz z interesującą dyskusją. Było widać wolę współpracy. Natomiast po dwóch miesiącach, gdy to samo sprawozdanie przedstawiałam posłom, coś złego stało się w Sejmie. Coś, co moim zdaniem było sterowane. - To znaczy? - Posłów nie bardzo interesowało, co mówię. Wypowiadali się jakby z przygotowanych wcześniej gotowych materiałów.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.