Reklama

Diabelskie prezenty dla biskupów

Przebieg sprawy biskupa Meringa pokazuje, że wewnątrzkościelna lustracja hierarchów jest działaniem pro forma. Wszelkie wątpliwości rozstrzygane są na korzyść członków episkopatu, których SB uznała za TW - pisze publicysta Rzeczpospolitej Piotr Semka.

Reklama

Dalej w tekście publicysty Rzeczpospolitej czytamy: Ujawnione niedawno przez Rzeczpospolitą akta biskupa Wiesława Meringa (7.05.2008) potwierdzają, że peerelowskie służby rezygnowały z wymogu składania podpisu przez kapłanów. Wtedy wydawało się, że tamte działania SB są jedynie sztuczką pomocną w zakłamywaniu sumień księży wciąganych w nieczystą grę. Ale okazuje się, że ten diabelski podarek odgrywa ważną rolę także i dziś – ułatwia dawnym tajnym współpracownikom w sutannach ucieczkę od moralnej oceny ich czynów. Brak podpisu jest uznawany przez wielu ludzi Kościoła za dowód, że żadnej nagannej współpracy nie było. Sztuczka funkcjonariuszy SB wydaje dziś wyjątkowo zatrute owoce. Dobrą ilustracją do pytań o ocenę „współpracy bez podpisu” jest przypadek bp. Meringa. W dokumentach SB na jego temat zachowały się zapisy, że duchowny został pouczony o haśle i odzewie operacyjnym dla rozpoznania agenta SB oraz znaku rozpoznawczym, o potajemnych spotkaniach z agentami służb PRL i przeprowadzeniu przez esbeków specjalnego szkolenia. Zanotowano, jakimi prezentami obdarowano księdza przy okazji jego spotkań z SB. Po publikacji artykułu w naszej gazecie dziennikarze TVN przedstawili kopię pokwitowań pieniężnych, jakie esbecy wystawiali obecnemu biskupowi włocławskiemu. Jakie wnioski płyną z tych śladów? Ocenianie postawy duszpasterza diecezji włocławskiej nie przychodzi mi łatwo. Ale też nie sposób udawać, że z zapisów tych nie wynika zupełnie nic. Hierarcha twierdzi, że jego kontakty z SB dotyczyły tylko kwestii paszportowych, że żadnych prezentów nie brał i że o kontaktach z SB sumiennie powiadamiał swojego kościelnego zwierzchnika. Ponieważ jednak wspominany biskup nie żyje, nie da się zweryfikować tej linii obrony. Trudno też nie zauważyć, że na konferencji prasowej biskup Mering ujawnił, iż od dawna znał akta na swój temat. Dlaczego zatem przed publikacją Rzeczpospolitej nie odniósł się do wątpliwości, jakie pojawiają się przy lekturze akt na jego temat? Zarówno bp Wiktor Skworc, jak i abp Józef Michalik zdecydowali się na publiczne wyjaśnienia, gdy tylko się dowiedzieli, że SB uznało ich za TW. Bp Mering postąpił inaczej. Unikał niewygodnego tematu aż do momentu publikacji tekstu w Rzeczpospolitej. Na uwagę zwracają też niezwykle przemyślane tłumaczenia biskupa włocławskiego. Powraca w nich zdanie: „pokażcie mi mój podpis, to wrócę do sprawy”. Powiem wprost – sprawia to wrażenie, jakby hierarcha wiedział, że takiego podpisu nie ma, bo go nie wymagano. Upewnił się o tym, gdy po latach zapoznał się z aktami, i teraz na tym fakcie buduje swoją linię obrony.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
5°C Środa
rano
7°C Środa
dzień
8°C Środa
wieczór
5°C Czwartek
noc
wiecej »

Reklama