Wczoraj podano informację, że za zdjęcie dzieci degenerata Jozefa Fritzla (swoistego bohatera mediów w ostatnich dniach) jeden z tabloidów jest gotów zapłacić dwa miliony dolarów - pisze Nasz Dziennik.
Rozmyła się ona w drobiazgowych relacjach, bez końca powtarzanych z wypiekami na twarzach przez publicystów i dziennikarzy śledczych, ze szczegółami powracających do tragedii, jaka trwała 24 lata w piwnicy domu w Amstetten. Mnie jednak ciśnie się skądinąd na usta inne pytanie: skąd ta fascynacja złem? Dlaczego tragedia austriackiej rodziny budzi takie emocje? Dlaczego najlepiej sprzedające się newsy to te, które są "na gorąco" wysyłane z linii frontu? Dlaczego najlepszą oglądalność mają programy goszczące osoby opowiadające bez żenady o swoich dewiacjach, doświadczeniach zła, okrucieństwa, przemocy? Wreszcie, dlaczego tak trudno znaleźć wieczorem film w telewizji, w którym krew nie lałaby się strumieniami, a trup nie słał gęsto? Co się stało z naszą kulturą, że niepostrzeżenie miejsce piękna zajęła brzydota, szlachetność została wyparta przez brutalną siłę, a śmierć stała się pożądanym widowiskiem? Żadna to nowość, powie pewnie wielu Czytelników. Już w starożytności bowiem najlepszym antidotum na niezadowolenie plebsu rzymskiego (duszącego się w cuchnących i chorobonośnych slumsach) były igrzyska! Czy zatem mamy do czynienia z odrodzeniem się starej zasady? Igrzyska pozwalały zapomnieć o troskach, oswoić śmierć, zbagatelizować codzienne okrucieństwo, uczynić się normą życia. Tylko że tamtego Rzymu dziś nie ma. W pewnym momencie historii nie był już zdolny, pomimo dysponowania dalej ogromną armią, stanąć naprzeciw hord odzianych w skóry najeźdźców, pogardliwie zwanych barbarzyńcami, którzy w ruiny obrócili jego świetność. Rzym przegrał już wcześniej, bo upadła moralność. Skoro nie dało jej się odbudować, starano się oswoić to, co niemoralne i okrutne. I to zabiło wielkie cesarstwo. Nie było już ono zdolne do walki: duch umarł, utopił się w krwawych rzeziach, został strącony ze skały, z której zrzucano niepotrzebne nikomu noworodki. Obawiam się, że dziś obserwujemy, choć w zupełnie innej, bardziej "cywilizowanej", humanitarnej postaci, powtórkę z historii... Po zamachu terrorystycznym na WTC w USA 11.09.2001 r. córka znanego kaznodziei protestanckiego Billy'ego Grahama w wywiadzie telewizyjnym na pytanie: "Jak Bóg mógł pozwolić na coś takiego?", odpowiedziała: "Jestem przekonana, że Bóg jest do głębi zasmucony z tego powodu, ale od wielu już lat mówimy Mu, żeby wyniósł się z naszych szkół, z konstytucji, z naszych urzędów oraz z naszego życia, a ponieważ jest dżentelmenem, jestem przekonana, że w milczeniu się wycofał". Wyrzucono Boga z kultury, konstytucji Europy, z ludzkich serc - ale zło pozostało. Ponieważ zabrakło zasad, które by przed nim broniły, rozpaczliwie próbuje się wypełnić ową próżnię "oswajaniem" śmierci, medialnymi igrzyskami - relacjami z linii frontów, sal sądowych, transmisji egzekucji skazanych na śmierć morderców, wizji lokalnych z miejsca przestępstwa. Publiczność się cieszy, klaszcze z zachwytu! Złudzenie, że współczesna kultura panuje nad złem, jest tak realne! Tylko że w którymś momencie kurtyna opada, spektakl się kończy. Trzeba wyłączyć telewizor, wrócić do codzienności, zgasić światło. A wtedy zaczyna szeptać sumienie. Kosmate przerażenie wychodzi z ciemności. Strach przed pustką zajmuje miejsce dotychczasowej pewności. Ale to nic. Aby tylko przetrwać te kilka godzin. Jutro pewnie będzie nowy news. Nowa zbrodnia zostanie odkryta. Będzie się o niej pisać w gazetach, zajmie czołówki wiadomości. Gdzieś pijany kierowca wjedzie w czekających na autobus ludzi, ojciec zarąbie siekierą żonę, a potem sam skoczy z okna, znajdą na śmietniku niemowlę. Będą igrzyska, które ponownie pomogą zapomnieć o bezradności wobec zła, staną się antidotum na samotność we wszechświecie. A ponieważ lek stosowany ciągle przestaje działać, trzeba zwiększać dawki (więcej okrucieństwa w telewizji! więcej newsów! więcej relacji z miejsca zbrodni!) albo znaleźć inny. Pan Fritzl ze swoją zdegenerowaną przeszłością świetnie "wstrzelił się" w zapotrzebowanie mediów. Orkiestra gra! Nikt nie pamięta, jak ci, którzy teraz załamują ręce nad całą sytuacją, nie tak dawno jeszcze mówili z pogardą o rodzinie i życiu w ogóle. "Titanic" tonie. Ale nic to - przecież publika jest zajęta czym innym! Stawianie trudnych pytań jest nie na miejscu. Show must go on! Kpiny z ludzkiej tragedii! Tak. Bo taka jest logika zła. To ono chichocze za zasłoniętą kurtyną. Zło potworne, osobowe, bezczelne w swojej pysze i nienawiści do Boga i człowieka. Zachwycone faktem, że dziś włożono prawdę o jego istnieniu między bajki. I że ma tak wielkie pole do działania. Tylko nieliczni jednak mają odwagę je zdemaskować. I postawić pytanie o jego naturę. Oto wizja cywilizacji, która odrzuciła Tego, który zwyciężył zło. Pokonał grzech i śmierć. Uczył miłości i przebaczenia. Mówił o konieczności respektowania Bożych praw, o przestrzeganiu przykazań, które zabezpieczą najlepiej ludzką wolność i są najlepszym antidotum na zło. Dał każdemu, kto przyjmie prawdę o Nim, siłę do pokonywania wszelkiego zła. Jak długo taki świat przetrwa? Czy czeka nas los Rzymu? Marcin Jasiński
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.