Reklama

Dwugłos o ks. Gancarczyku i mówieniu prawdy

Dwie opinie na temat pozwu, jaki przeciwko ks. Markowi Gancarczykowi, szefowi Gościa Niedzielnego skierowała Alicja Tysiąc zamieściła Gazeta Wyborcza.

Reklama

Księdzu Nęckowi odpowiada Andrzej Wielowieyski: Wszyscy, którzy chcieliby skutecznie walczyć z nieszczęściem aborcji, powinni dążyć do wytwarzania w społeczeństwie zarówno sprawnych instytucji, jak i klimatu oraz postaw ludzkich sprzyjających ochronie nienarodzonych dzieci, tak aby aborcja stała się tylko społecznym marginesem Ks. dr. Nęcek się dziwi, że p. Alicja Tysiąc wytacza proces "Gościowi Niedzielnemu". Ja też mu się dziwię. Przecież nie o prawdę tu chodzi, a o godność ludzką i szacunek dla państwa prawa, nawet jeśli to prawo nam się nie zawsze podoba. Używany język w sprawach ważnych może mieć rzeczywiście duże znaczenie. Ongiś takie określenia przerywania ciąży jak "zabieg" czy "skrobanka" banalizowały dramatyczne decyzje o ludzkim życiu i czyniły wiele zła. Dlatego też zrozumiałe jest pragnienie i potrzeba nazywania spraw po imieniu. Ale czy słuszne jest używanie wobec aborcji, która jest niewątpliwie niszczeniem ludzkiego życia, określenia "zabójstwo"? Przecież zgodnie z prawem karnym (zarówno restrykcyjnym, jak i bardziej liberalnym) aborcja jest czymś innym i jest traktowana inaczej niż zabójstwo i podobnie jest w społecznej świadomości. Można przecież zrozumieć, nawet bez akceptacji, odczucia i motywacje kobiet, które powiedzą, że one tylko odmówiły uczestnictwa w urodzeniu dziecka. Nie jest to więc spór o słowa, ale o stosunki między ludźmi. Wszyscy, którzy chcieliby skutecznie walczyć z nieszczęściem aborcji, powinni dążyć do wytwarzania w społeczeństwie zarówno sprawnych instytucji, jak i klimatu oraz postaw ludzkich sprzyjających ochronie nienarodzonych dzieci, tak aby aborcja stała się tylko społecznym marginesem. Do tego nam wszakże daleko. Nasza ochrona dzieci nienarodzonych jest nieskuteczna (1-2 proc. wykrywalności łamania prawa), a społeczeństwo jest w tym zakresie coraz głębiej podzielone. Postępu nie będzie, jeśli nie potrafimy szukać i tworzyć jakiegoś zrozumienia, zbliżenia i consensusu. Określanie jednych "zabójcami", a drugich "fanatycznymi inkwizytorami" będzie w jakimś sensie prawdziwe i będzie dobitnie wyrażać czyjeś moralne przekonania, ale nie wiele pomoże zarówno dzieciom nienarodzonym, jak i kobietom w rozterce. Obrażając zaś godność przeciwników, dzielimy głębiej społeczeństwo. Zwłaszcza na dłuższą metę stosunek do ludzi i ich traktowanie będą znacznie ważniejsze od nawet bardzo słusznych zasad. Tak więc strzelać będziemy do własnej bramki, bo będziemy utrudniać i oddalać potrzebne i konieczne porozumienie w sprawie skutecznego ograniczenia plagi aborcji, która występuje prawdopodobnie u nas szerzej niż w krajach o bardziej liberalnym ustawodawstwie. Nie mam złudzeń, że to może rychło nadejść, ale też nie mam wątpliwości, że surowe rygory prawne, a także rygory policyjne, nie poprawią klimatu wokół dzietności, nie wiele zmienią w moralnych postawach i nie będą skutecznie bronić nienarodzonych. Prawo zaś, które nie jest skuteczne (lex imperfecta), jest społeczną patologią osłabiającą działanie całego systemu prawa oraz systemu wychowania. Sądzę wszakże, że ostrzejszy kurs pomocy dla rodziny, poprawy statusu kobiet oraz skuteczniejszej opieki i wspierania macierzyństwa będzie coraz bardziej konieczny wobec głębokiego kryzysu dzietności (odtwarzamy się jako naród tylko w 60 proc. i brakuje nam co roku 200 tysięcy dzieci) i przewidywanego spadku ludności Polski o kilka milionów w najbliższych dwóch dekadach. Jakim dylematem może być używanie jasnych określeń i potępień moralnych, ukazuje nam także wielki i trudny problem liberalizacji światowego handlu ściśle związany z tak ważną dla Kościoła "opcją na rzecz ubogich". Negocjacje w tym zakresie stanęły w martwym punkcie i dla 30-40 krajów najbiedniejszych oznacza to, że w dalszym ciągu tylko z tego powodu co roku wiele milionów ludzi, w tym bardzo dużo dzieci, będzie umierać z głodu i nędzy. Kraje zamożne bowiem, chroniąc różne grupy społeczne, nie godzą się, by ci biedni sprzedawali im tanio swoje produkty, co mogło by zapewnić warunki do życia dla setek milionów nędzarzy. Uczestniczyłem kilka lat temu z ramienia Rady Europy w wielkiej konferencji międzyrządowej i międzyparlamentarnej w Genewie zorganizowanej przez Parlament Europejski i Światową Organizację Handlu. Propozycje były piękne. Stopniowa likwidacja olbrzymich dotacji dla własnych producentów sięgających 400 mld dolarów i likwidacja barier, wymagająca oczywiście zmiany struktur gospodarczych, mogą z obopólną korzyścią podwoić obroty światowe i dość szybko poprawić los najbiedniejszych, ratując ich zwłaszcza od śmierci głodowej. Uczestnicy konferencji byli jednak głęboko podzieleni. Polscy uczestnicy byli np. wyraźnie przeciwni liberalizacji. Argumenty o nędzy i śmierci głodowej były przedstawiane. Czy można więc było mówić o ciężkim grzechu zaniechania i odpowiedzialności za udział w masowym "zabójstwie"? Tak, ale co by to dało? Uśmiech politowania i całe pakiety kontrargumentów politycznych. Sprawa będzie podejmowana i przy dobrej woli, dużych wysiłkach i cierpliwości, zakładając też oddziaływanie mediów i całego systemu wychowania, solidarność ludzka i zdrowy rozsądek przeważą, ale ilu jeszcze ludzi zginie, nim będziemy zdolni moralnie i realnie ich ratować? Opcja na rzecz biednych, podobnie jak aborcja, pozostają wyzwaniami dla naszego pokolenia i całej naszej cywilizacji, ale nie dadzą się rozwiązać za pomocą moralnych oskarżeń.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
5°C Sobota
noc
4°C Sobota
rano
6°C Sobota
dzień
6°C Sobota
wieczór
wiecej »

Reklama