Diabelska musztarda od mnicha

Brak komentarzy: 0

Rzeczpospolita/a.

publikacja 21.07.2008 06:12

Potrawy i napoje produkowane przez zakonników cieszą się w Polsce coraz większym powodzeniem. Ale klasztory nie wykorzystują jeszcze mody, która się u nas właśnie zaczyna - pisze Rzeczpospolita.

– Nie szukamy nowych klientów, bo zawsze mamy chętnych na nasz miód wśród znajomych, a resztę sprzedajemy przy furcie klasztoru – mówi o. Włodzimierz Machulak. W benedyktyńskich placówkach można nabyć także balsam kapucyński. Ten preparat przygotowywany jest z ziół i żywic według receptury sprzed dwóch wieków. – Przez sto lat nasi bracia przygotowywali balsam tylko na nasze potrzeby. Od kilku lat produkujemy go również dla innych – mówi o. Paweł Teperski. Balsam w Manufakturze kapucynów w Krakowie przygotowują sami kapucyni. Produkcją zajmuje się czterech braci i dodatkowo cztery osoby świeckie. Jak widać, zakony oferują jeszcze niewiele produktów klasztornych. Dlaczego? – Być może nie widzą takiej potrzeby – przypuszcza o. Zygmunt Galoch, szef spółki benedyktyńskiej Benedicite w Tyńcu. – Jeśli klasztor ma kilkaset hektarów ziemi i je dzierżawi albo odzyskał kilka kamienic i je wynajmuje, to mu wystarczy na utrzymanie. Niektóre klasztory zajęły się natomiast innego typu działalnością gospodarczą. Być może jednak i innych zakonników do sprzedaży przekona moda na klasztorne produkty. Jej znakiem są świetnie sprzedające się książki kucharskie z przepisami na takie potrawy. Z miejsca trafiają na listy bestsellerów, jak książki siostry Anieli Gareckiej, która prowadzi też program w telewizji i porady kulinarne w pismach katolickich. Najlepiej rynkową niszę wykorzystali benedyktyni z Tyńca, którzy w sobotę otworzą swój 23. sklep – W mojej kuchni potrawy są proste, niewyszukane, ale zdrowe. Dużo jest w niej warzyw i ziół – opowiada siostra Garecka, która na co dzień gotuje klerykom w seminarium salwatarianów w Bagnie koło Wrocławia. Także o. Kazimierz Józef Kmak wydał niedawno książkę „Klasztorne specjały”, a w niej przepisy na gęś św. Marcina, kwaśnicę, frykasy z białej kiełbasy, rosół niedzielny... – To wszystko będzie serwować w naszej restauracji, która mam nadzieję powstanie przy opactwie – planuje o. Kmak. Modę dobrze wyczuł właściciel restauracji Zakonnicy w Katowicach, której nazwa powstała trochę z tęsknoty za zmarłym Janem Pawłem II, a trochę z przekory wobec pobliskiego pubu Grzesznicy. U Zakonników można zjeść przygotowaną według starych przepisów rybę po benedyktyńsku w sosie miodowo-winnym, zupę czosnkową brata Tomasza, postną zupę kapucynów albo galaretkę zakrystianki. – Ludzie szukają oryginalności, tego, co jadano dawniej i co jest naturalne. A taka jest kuchnia zakonna, której podstawą są zioła – mówi szefowa kuchni Małgorzata Kuziar. Produkty klasztorne nie potrzebują reklamy. Benedyktyni z Tyńca nie prowadzili żadnej kampanii. – Naszymi klientami są osoby, które cenią nie tylko dobry smak, ale lubią określony klimat – wystrój sklepu, kolor, muzykę i indywidualny kontakt ze sprzedającym – mówi o. Zygmunt Golach. – Produkty benedyktyńskie czy cysterskie dobrze wpisują się w trend poszukiwania przez klientów produktów ekologicznych. Jest w nich ciekawe połączenie ekologii ze szczyptą duchowości – mówi dr Jolanta Tkaczyk.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona