Reklama

Gurlitt nie odda kolekcji

Gurlitt podjął współpracę z nazistami bo uważał, że da mu to źródło utrzymania i zabezpieczy przed represjami np. deportacją do obozu zagłady.

Reklama

"Dobrowolnie niczego nie oddam" - powiedział 80-letni Cornelius Gurlitta, mieszkaniec Monachium. Zapewnił, że kolekcja ponad 1400 obrazów, zabezpieczona przez policję w jego mieszkaniu, została nabyta przez jego ojca zgodnie z prawem.

"Wymiar sprawiedliwości i opinia publiczna przedstawiają wszystko w sposób nieprawdziwy" - podkreślił Gurlitt. Jak zaznaczył, dowody przekazane przez niego prokuraturze oczyszczają go z wszelkich podejrzeń. Przeciwko niemu toczy się obecnie postępowanie karnoskarbowe.

Gurlitt powiedział "Spieglowi", że odziedziczona po ojcu kolekcja była "treścią jego życia". "Niczego tak nie kochałem, jak moje obrazy" - wtrącił podczas wywiadu. Ustosunkowując się do konfiskaty kolekcji przez władze, powiedział: "Mogli poczekać, aż umrę".Niedawno w Monachium ujawniono należącą do Corneliusa Gurlitta wielką kolekcję obrazów, uważanych za zaginione, a będących własnością muzeów i prywatnych kolekcjonerów w nazistowskich Niemczech i krajach okupowanych.

Według Roberta Kudelskiego, autora książki "Zrabowane skarby"  nie można z całą pewnością wykluczyć, że część pochodzi z Polski, choć jest to mało prawdopodobne. - Z tego, co wiemy dotąd o kolekcji Gurlitta, są to głównie dzieła sztuki modernistycznej, nazywanej przez nazistów zdegenerowaną. Zostały one pozyskane przez ojca obecnego właściciela w ramach zadań jakie realizował w latach 30. i 40. - wyjaśnia Kudelski - Ojciec Corneliusa Gurlitta - Hildebrand Gurlitt - był członkiem specjalnej komisji powołanej przez ministerstwo oświecenia publicznego i propagandy.

W 1937 roku oceniała ona zbiory muzeów niemieckich pod kątem wyłowienia i usunięcia z nich dzieł sztuki "zdegenerowanej".  Był historykiem sztuki z tytułem doktorskim, entuzjastą i kolekcjonerem sztuki nowoczesnej. Moderniści bardzo go interesowali. Gdy został dyrektorem Koenig-Albert-Museum w Zwickau, wzbogacił je o nowe dzieła sztuki nowoczesnej. Ale w 1930 roku, a więc jeszcze przed dojściem nazistów do władzy, został zwolniony. Już wówczas bowiem narastała niechęć do sztuki "zdegenerowanej". A mimo tego Gurlitt podjął się współpracy z nazistami w 1937 roku.

Motywem jego działania był, według Roberta Kudelskiego, brak stałej pracy.  Do 1933 Hildebrand Gurlitt roku był jeszcze szefem stowarzyszenia historyków sztuki w Hamburgu, ale i tę funkcję stracił po dojściu nazistów do władzy. Drugi motywem podjęcia współpracy z nazistami był   taki, że płynęła w nim żydowska krew ze strony matki. Obawiał się o siebie i rodzinę, o podstawy egzystencji. Uważał, że przyjęcie propozycji ze strony władz III Rzeszy da mu źródło utrzymania i zabezpieczy przed poważnymi konsekwencjami, np. deportacją do obozu koncentracyjnego.

 Z muzeów znajdujących się na terenie Niemiec - także w Szczecinie, Wrocławiu i Bytomiu (obrazy z tych placówek mogły trafić do kolekcji Gurlitta) wyselekcjonowano około 21 tys. dzieł sztuki. Wśród nich były i te, które wcześniej odebrano obywatelom niemieckim narodowości żydowskiej. Warunkiem zgody na ich wyjazd z Niemiec po dojściu nazistów do władzy było pozostawienie posiadanego majątku. Część dzieł sztuki sprzedali niemieckim marszandom. Większość zbiorów trafiła w ręce urzędników, którzy przekazywali je do muzeów. Główną część przejętych kolekcji stanowiły dzieła artystów modernistycznych. Dlatego też w magazynach muzealnych znalazło się wiele obrazów, rzeźb, grafik i innych dzieł sztuki nowoczesnej.

Część trafiła na propagandową wystawę w 1937 roku w Monachium, część do magazynów w Berlinie. Kilka tysięcy dzieł sztuki zgromadzono na terenie berlińskiej jednostki straży pożarnej i tam spalono. 20 procent zbiorów dzieł sztuki "zdegenerowanej" - tych o największej wartości materialnej - przeznaczono do sprzedaży, na aukcjach za granicą - przede wszystkim w Szwajcarii. Gurlitt uczestniczył w tej operacji. Powierzono mu część obrazów zakwalifikowanych do sprzedaży Prawdopodobnie Gurlitt część z nich kupił dla siebie. Można nawet powiedzieć, że w pewien sposób uratował przed zniszczeniem te obrazy. Dzieła, których nie udało się sprzedać, były bowiem niszczone lub przekazywane w ręce innych urzędów, które nie zwracały uwagi na ich wartość kulturalną.

Od 1940 roku Hildebrand Gurlitt podjął współpracę z dyrekcją powstającego z woli Hitlera muzeum sztuki w Linzu. Hitler zażyczył sobie, by w tym mieście, które bardzo kochał, powstało największe muzeum na świecie. Początkowo zamierzano ściągnąć z innych niemieckich muzeów najciekawsze eksponaty, ale gdy Niemcy zaczęli podbijać Europę, łatwym źródłem łupu stały się dzieła sztuki z muzeów, a także kolekcji prywatnych w krajach okupowanych.

Gurlitt  pozyskiwał dzieła sztuki gównie we Francji, po jej zajęciu przez Niemcy w 1940 roku.  Uczestniczył bardzo często w aukcjach dzieł sztuki organizowanych przez innych marszandów i pośredników. Pojawiały na nich się obiekty, które w pewnym sensie pochodziły z grabieży. Niemcy zmuszali bowiem rodziny żydowskie do pozbywania się, często za bezcen, dzieł sztuki. Trafiały one na aukcje a także do składnicy dzieł sztuki w Paryżu, w muzeum Jeu de Paume. I z tej składnicy, którą zarządzały początkowo władze wojskowe Paryża, a potem tzw. Einsatzanstab Rosenberg, Gurlitt także pozyskiwał obrazy. Również dla siebie. 

W zeznaniach złożonych po wojnie przed Amerykanami - bo znalazł się na liście głównych kupców dzieł sztuki dla muzeum w Linzu - nie ukrywał, że nabywał dzieła sztuki także na potrzeby własnej kolekcji, zarówno przed wojną jak i podczas wojny. Po jej zakończeniu Amerykanie przejęli około 100 zabytków jakie Gurlittowi udało się wywieźć z mieszkania w Dreźnie po zbombardowaniu tego miasta. Ale po przesłuchaniach, kiedy uznano, że nie pochodzą one z grabieży, zostały mu zwrócone.  

Gurlitt nie przyznał się jednak, że większość kolekcji została ukryta. W oświadczeniu, jakie złożył przed amerykańskimi śledczymi oznajmił, że oprócz zajętych 100 obiektów nie posiada innych dzieł sztuki. Odkrycie dokonane w mieszkaniu jego syna Corneliusa i córki Renate jednak temu przeczy.

Gurlitt zginął pod koniec lat 50. w wypadku samochodowym. Kolekcję odziedziczyła córka Renate i syn Cornelius Gurlitt, który sprzedawał pojedyncze dzieła sztuki.Dwa lata temu służby celne zwróciły uwagę na Gurlitta, w związku z jego transakcjami. I tak dotarto do kolekcji. Jej istnienie zostało jednak utajnione i sprawa wyszła na jaw dopiero teraz.

 

tst/ ls/

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
9°C Środa
noc
9°C Środa
rano
6°C Środa
dzień
3°C Środa
wieczór
wiecej »

Reklama