- Dla mnie szczególnie trudna jest próba odpowiedzi na pytanie dlaczego tak różne są reakcje rodziców na ciężką chorobę dziecka - powiedział o. Filip Buczyński.
Na antenie TVP Info zakonnik, przewodniczący Forum Pediatrycznej Opieki Paliatywnej i założyciel Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia przypomniał, że rodziców, których dzieci znajdują się niemalże w stanie wegetatywnym spotyka bardzo często. Odnosząc się do dzisiejszego artykułu „Dziennika”, w którym Barbara Jackiewicz, matka 40-letniego Krzysztofa prosi o eutanazję swojego syna, o. Buczyński stwierdził, że bardzo różne są reakcje rodziców spotykających się z cierpieniem dziecka. - Jedni podejmują decyzję, żeby zagłodzić na śmierć swoje dziecko, z miłości do tego dziecka; a drudzy podejmują wszelkie starania, aby dziecko żyło - łącznie z próbami reanimacji, kiedy przychodzi po wielu latach naturalna śmierć - mówił założyciel lubelskiego hospicjum. Jako czynniki prowadzące do myśli samobójczych, zakonnik wymienił doświadczenie bólu fizycznego i zjawisko tzw. „reaktywnej depresji”, obecne u 80 proc. pacjentów i ich rodzin w stanach chorób nieodwracalnych. Jak tłumaczył o. Buczyński samobójstwo dla chorego jawi się jako jedyne rozwiązanie w walce z bólem. Dla jego najbliższych sposobem uchronienia przed cierpieniem jest zabicie tego, kogo kocham. Jak przypomina o. Buczyński, pomoc osobom w stanie choroby nieodwracalnej jest zadaniem społeczeństwa. Wymienił tutaj zapobieganie bólowi pacjenta, pomoc w finansowaniu kosztów pielęgnacji oraz opiekę psychologiczną i terapeutyczną. - Kiedy pomożemy rodzicom, zapytamy ich czy możemy u nich być, bo są ważni dla nas, czy możemy wraz z nimi opiekować się ich dzieckiem, to nagle okaże się, że nie ma mowy o eutanazji, bo jest miłość i obecność - tłumaczył zakonnik. O. Filip Buczyński stanowczo podkreślił, że podawania jedzenia i picia nie można nazwać uporczywą terapią. „Dziennik” opisał dzisiaj historię 40-letniego Krzysztofa Jackiewicza, który cierpi na rzadkie powikłanie po odrze. „Większość ludzi umiera po trzech latach od jej ujawnienia się. Jednak Krzysztof żyje 24 lata, od momentu, kiedy jako 16-letni chłopiec stracił w szkole przytomność. Od tej chwili czynny jest jedynie pień jego mózgu, dzięki temu mężczyzna oddycha i bije jego serce.” - czytamy w artykule. - „Pozwólcie Krzysiowi godnie umrzeć, tak jak Włoszce Eluanie” - prosi Barbara Jackiewicz, matka mężczyzny.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.