Atmosfera podejrzliwości i pojawiających się sensacyjnych przecieków o ksi ężach-agentach w ostatnich miesiącach nie sprzyjała podejmowaniu radykalnych działań.
Znam biskupa Wiktora Skworca od dawna. Zawsze uważałem go za człowieka mądrego, roztropnego i odważnego. I za człowieka niezwykle oddanego Kościołowi. Człowieka, który myśli „kościelnie”, czyli we wszystkich swych decyzjach dobro Kościoła ma przede wszystkim na względzie. Jeszcze jako kleryk w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia obserwowałem jego działania na styku Kościół-władze. Wszyscy wiedzieliśmy, że ks. Skworc jest człowiekiem nie tylko do rutynowego przekładania papierków w kurii, ale jest też człowiekiem do misji specjalnych. Także misji niebezpiecznych. Gdy kilka lat temu został biskupem tarnowskim bardzo się ucieszyłem. Pomyślałem, że polski episkopat zyskał bardzo mocne wsparcie. Mniej więcej pół roku temu usłyszałem, że bp Skworc był tajnym współpracownikiem peerelowskich służb bezpieczeństwa. Nie uwierzyłem. Wiedziałem, że musiał się z tymi służbami wielokrotnie kontaktować. Skoro ja wiedziałem, to tym bardziej wiedzieli jego przełożeni. To nie była tajemnica. Ks. Skworc kontaktował się z esbekami. Ale nie robił tego tajnie. Atmosfera podejrzliwości i pojawiających się sensacyjnych przecieków o księżach-agentach w ostatnich miesiącach nie sprzyjała podejmowaniu radykalnych działań. A tym bardziej do uczciwego i publicznego rozliczania się ze swoją przeszłością. A jednak nie zdziwiłem się, gdy dotarła do mnie informacja, że w Gościu Niedzielnym ma się ukazać publikacja pokazująca całą prawdę o biskupie Skworcu. I że to on o to zabiega. Zdziwiłbym się, gdyby bp Skworc postąpił inaczej. Można się zastanawiać, jak to możliwe, że esbecy wciągnęli ks. Skorca w swoją matnię tak prymitywnym sposobem, strasząc go konsekwencjami kupienia kilku szynek w Baltonie. Kto nie żył w tamtych czasach w ogóle nie jest w stanie tego zrozumieć. Kto żył, wie, że wtedy przestępstwem mogło być wszystko, nieważne czy ktoś działał legalnie czy nieleganie. Bo o tym, co jest legalne w PRL decydowali esbecy. A przynajmniej tak twierdzili, tak się zachowywali, tak działali. Mało jest ludzi, którzy deklarując pełną „przezroczystość” własnego życiorysu są w stanie rzeczywiście się na nią zdobyć, bez ukrywania czegokolwiek, z gotowością przyjęcia konsekwencji popełnionych błędów. To wymaga prawdziwej odwagi. Takiej, która w naszych czasach nie staniała. Cieszę się, że biskup Skworc zdobył się na taką odwagę. Mam nadzieję, że jego odwaga doda odwagi innym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.