Widowiskowe relacjonowanie tragedii nie jest niczym nowym także w polskich mediach.
Byłem na placu przy kopalni Halemba. Rozmawiałem z górnikami i ratownikami. Widziałem setki zniczy płonących pod stojącym na placu zegarem i ludzi, którzy z różnych miejscowości przyjeżdżali, aby w tym miejscu chwilę się pomodlić, aby być z tymi, którzy doświadczyli dramatu. Wszystko to zestawiłem sobie z obrazami i słowami, które przez kilka dni dostarczały mi media. I poczułem niesmak. Ludzie na tym przykopalnianym placu rozmawiali ściszonymi głosami lub trwali w milczeniu wobec autentycznej tragedii. A dziennikarze tworzyli widowisko. Składało się z elementów prawdziwych i kreowanych. Byłem zszokowany widząc, jak przedstawiciel jednej z telewizji pertraktował z reprezentantem władz kopalni w sprawie sfilmowania sceny wypłacania rodzinie któregoś z poszkodowanych odprawy pieniężnej. Widowiskowe relacjonowanie tragedii nie jest niczym nowym także w polskich mediach. Mieliśmy z nim do czynienia co najmniej kilka razy w ostatnich kilkunastu miesiącach. Ale tym razem media chyba przekroczyły jakąś granicę. Musi być coś na rzeczy, skoro w dwóch dużych opiniotwórczych tygodnikach ukazały się bardzo podobne teksty na ten temat. Zarówno Tomasz Terlikowski, jak i Szymon Hołownia zwracają uwagę na „wirtualizację” tragedii i związanej z nią żałoby. Swoją wiedzę o świecie kształtujemy dzisiaj przede wszystkim drogą medialnego zapośredniczenia. Do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Mam jednak wrażenie, że ludzie mają dość narzuconego przez największe media sposobu tego zapośredniczenia. Ten sposób ma jedną podstawową wadę – brak w nim prawdziwych świadków, brak w nim gotowości wysłuchania ludzi do końca, brak w nim czasu na zastanowienie, na przeżycie tego, co się widzi i słyszy. Jest tempo, agresja, nastawienie na sensację i silne, lecz powierzchowne emocje. A nie tego trzeba ludziom podczas spotkania z tragedią. Gdy w czasie niedzielnego kazania powiedziałem, że byłem pod kopalnią Halemba i zacząłem opowiadać o spotkanych tam górnikach, zapadła tak niesłychana cisza, jakby wszyscy zebrani w kościele wierni przestali oddychać. Nie mówiłem niczego nadzwyczajnego, ale byłem świadkiem. Zdenerwowałem się kilka dni temu na kogoś z innych stron Polski, kto nie traktował żałoby po wypadku w Halembie z równą powagą i z takim samym współodczuwaniem, jak ja. Dopiero potem zrozumiałem, że nie miałem racji. Współczuć można z kimś, kto bezpośrednio doświadczył tragedii, był jej uczestnikiem lub naocznym świadkiem. Zdecydowana większość Polaków nie miała okazji zetknąć się z autentycznymi świadkami nieszczęścia w kopalni Halemba. Dostali jednostronne widowisko. Nic dziwnego, że dzisiaj już ich ta sprawa w ogóle nie interesuje. Ważniejszy jest strajk listonoszy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.