Potrafi się złościć, kłócić, nakrzyczeć na człowieka, a nawet zdarzyło mu się uczestniczyć w bójkach. W dyskusji z X nie odstąpił ani na milimetr. A panu Y napisał, że jest głupi. W sumie niezbyt miły gość. Kto to taki?
Akurat ja. Andrzej Macura. Znajomi pewnie przecierają oczy ze zdumienia na taką charakterystykę mojej osoby. Ale takie są fakty. To nic, że owe bójki to czasy szkoły podstawowej, złoszczę się głównie na boisku, kłótnie kto inny nazwałby asertywnym przedstawianiem swojego stanowiska. To nic, że pan X kłamał jak z nut, a pan Y szydził ze świętości. Można z mojego życia, podobnie jak z życia chyba każdego człowieka wybrać takie fakty i tak je przedstawić, że zilustrują prawie dowolnie wybraną tezę. Tak zrobił właśnie pan Krzysztof Brunetko w zamieszczonym na łamach Polityki artykule „Państwo konfesyjne?”, w którym znak zapytania postawił chyba tylko dla zachowania wrażenia obiektywizmu. Przytacza jedynie te fakty, które gorzej czy lepiej pasują do jego tezy. Na przestrzeni prawie dziewiętnastu lat istnienia wolnej Polski wiele się w relacjach Kościoła z Państwem wydarzyło. Nie brak pozytywnych przykładów, jak choćby wielkie zaangażowanie Kościoła w pracę charytatywną, pomoc niepełnosprawnym, czy działalność opiekuńczo-wychowawczą. Niestety, autor artykułu nie próbuje tego nawet zauważyć. Jako jedyny przykład dobrze układających się relacji podaje sprawy sądowych wobec duchownych i instytucji kościelnych oraz – jak to określił „weryfikowanie nienależnych przywilejów”. Część jego zarzutów dość trudno zweryfikować. Na przykład gdy stawia się w roli obrońcy innych niż Kościół katolicki wspólnot religijnych. Należało by napisać, kto, z jakiego powodu i czy słusznie czuje się pokrzywdzony. Ale po co, skoro pasuje to do tezy artykułu. Inne sprawy autor artykułu traktuje wybiórczo. Stawiając zarzut wykorzystywania przez niektórych księży niezbyt roztropnych rozwiązań prawnych (zresztą już zmienionych) dla osiągnięcia prywatnej korzyści, ani słowem nie zająknął się, że podobnych afer, nie dotyczących Kościoła i na znacznie większą skalę mieliśmy w wolnej Polsce wiele. Obszernie pisząc o aferach seksualnych w Kościele katolickim nie zadał sobie trudu zobaczenia, jak to wygląda na tle całe go społeczeństwa. Takie stawianie sprawy wywołuje wrażenie, jakby Kościół był bolesnym wrzodem na zasadniczo zdrowej tkance polskiego społeczeństwa. A przecież tak nie jest. Inne zarzuty autora artykułu są kuriozalne. Zdumiewa się, że Sąd Najwyższy nie przychylił się o do opinii, że proboszcz jest właścicielem majątku parafii. Ciekawe co by mówił, gdyby naczelny jego pisma przedstawił się w banku jako jego właściciel. Twierdzi też, że państwo nie ma żadnej kontroli nad nauczaniem religii w szkole. Nie zadał sobie trudu sprawdzenia, że programy nauczania religii są zatwierdzane przez państwo, a katecheci podlegają normalnym szkolnym rygorom. Łącznie z tym, że ich lekcje są hospitowane przez dyrektora szkoły. Oczywistym jest, że urzędnicy ministerstwa czy dyrektorzy szkół nie widzą powodów do ingerowania w treści przekazywane na katechezie. Bo to powinni robić specjaliści. Tak jak specjaliści decydują, czego uczy się na geografii czy biologii. Czy pan Krzysztof Brunetko chciałby, by jakiś urzędnik zdecydował, że od dziś na geografii będziemy uczyć, że ziemia jest płaska, a na historii, że Kopernik był kobietą? Najbardziej w artykule Polityki smucą mnie jednak te jego fragmenty w których jego autor pisze o zbyt wielkim wpływie Kościoła na rozwiązania prawne dotyczące sztucznego zapłodnienia czy stosunku do związków homoseksualnych. Widać jego zdaniem posłowie powinni słuchać tylko tych, którzy nie są związani z Kościołem katolickim: członków organizacji proaborcyjnych czy homoseksualnych. No i ewentualnie ateistów, którzy są gwarancją obiektywności polskiego prawa. Tymczasem w demokracji zawsze ścierają się poglądy i interesy. Czy ci, którzy utożsamiają się ze stanowiskiem Kościoła w drażliwych społecznie kwestiach, nie mają prawa w tej demokratycznej grze uczestniczyć? Niestety, myślenie o katolikach jako obywatelach obcego państwa i w związku z tym próby ograniczania ich wpływów, to dość powszechny sposób myślenia. Ale może i dobrze, bo coś w tym rzeczywiście jest. Jezus powiedział kiedyś: „królestwo moje nie jest z tego świata”. Moja ojczyzna też jest chyba gdzie indziej…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.