Arystoteles i św. Tomasz podejrzewali, że dusza zamieszkuje każdą komórkę człowieka. Ja sądzę, że dusza mieści się w mózgu. Bo gdy umiera mózg - umiera człowiek. A ciało umiera później - twierdzi neurochirurg prof. Tomasz Trojanowski.
- Ma pan przed sobą wspomnianego motocyklistę. Jak pan dochodzi do przekonania, że nie jest on już Markiem Kowalskim, lecz zbiorem tętnic, tkanek i kości? - Jako neurochirurg najpierw muszę upewnić się, że zrobiłem wszystko, co mogłem dla niego zrobić. Muszę sprawdzić, co ten człowiek "ma w głowie". Jaki był mechanizm urazów, czy są do naprawienia, czy nie. Ustalę, czy nie jest wychłodzony. Zbadam poziom alkoholu i leków we krwi, by mieć pewność, że jego mózg nie jest po prostu czymś zatruty, bo wtedy mógłbym spróbować go odtruć. Pacjenci w tak ciężkim stanie zaraz po niezbędnych operacjach trafiają zwykle na oddział intensywnej terapii. I to tam najczęściej pojawiają się pierwsze podejrzenia, że możemy mieć do czynienia ze śmiercią mózgu. - Jak ją rozpoznać? - Anestezjolodzy wykonują serię testów. Świecą pacjentowi w oczy, sprawdzają reakcję źrenic na światło. Jeśli nic się nie dzieje, dotykają gałki ocznej. Nawet głęboko nieprzytomny człowiek musi wtedy zmrużyć powieki. Później lekarze robią tzw. próbę kaloryczną. Strzykawką wpuszczają do ucha lodowatą wodę. Oczy pacjenta powinny natychmiast zwrócić się w tę stronę. Następnie uciskają nerw trójdzielny, by sprawdzić, czy chory zareaguje na ból. Poruszając rurką intubacyjną i drażniąc krtań, badają, czy ma odruch kaszlowy i wymiotny. Sprawdzają też, czy występuje u niego objaw "oczu lalki". Normalnie, gdy poruszamy głową na boki, nasze oczy również się poruszają, w przeciwną stronę . U ludzi, u których doszło do śmierci pnia mózgu, gałki oczne będą wyglądały niczym wmontowane - właśnie jak u lalki. Na zakończenie nasyca się pacjenta czystym tlenem, po czym wyłącza się respirator i obserwuje wzrost stężenia dwutlenku węgla we krwi. To najsilniejszy "argument", jakim można przekonać mózg, żeby włączył oddychanie. Jeśli nie włączy - z powrotem podłącza się respirator, zaznaczając jednak, że pacjent bezpowrotnie utracił zdolność samodzielnego oddychania. Wszystkie te zabiegi po trzech godzinach musi powtórzyć trzyosobowy zespół, w którego składzie jest anestezjolog i neurolog albo neurochirurg. - Gdy wprowadzano definicję śmierci mózgowej, kazano czekać lekarzom z powtórzeniem badania czterdzieści osiem godzin. Później dwadzieścia cztery. Dzisiaj - tylko trzy. Amerykański neurolog dr Alan Shewmon, przeciwnik definicji śmierci mózgowej, tłumaczy to prosto: biorcy narządów nie mogli tyle czekać. - Shewmon w swoim tekście faktycznie sugeruje, że to transplantolodzy żądni "świeżych narządów" urządzili "medyczny zamach stanu". Dowodzi, że za definicją śmierci mózgowej nie stoi nic poza tym, żadne naukowe odkrycia. Ale to bzdura. Trzy godziny czekamy właśnie dlatego, że w ciągu ostatnich lat bardzo zmienił się nasz zasób wiedzy. I dziś wydaje się, że trzy godziny to i tak za długo. Przede wszystkim proszę pamiętać, że rozmawiamy o stosunkowo niewielkiej grupie pacjentów, większość śmiertelników umrze nie niepokojona przez żadną komisję. Śmierć mózgową stwierdzamy bowiem najczęściej u chorych z ciężkimi urazami głowy albo udarami, u których ciśnienie w czaszce uniemożliwiało dopływ krwi do mózgu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.