To było przerażające. Pamiętam, że gdy usłyszałem wiadomość o ataku
terrorystów na World Trade Center w Nowym Jorku pomyślałem: „Zaczyna się
trzecia wojna światowa. Niech Bóg ma nas w swej opiece".
Spokojnie, pożar jest u sąsiadów
Przez pierwszy kwadrans ewakuacja południowego wieżowca przebiegała sprawniej niż w północnym bliźniaku. Tam był pożar. Tu działały nawet windy, z czego wielu skwapliwie korzystało. (...) Syreny alarmowe milczały, podobnie głośniki wewnętrznego systemu ostrzegawczego. A kiedy wreszcie się odezwały, z megafonów popłynął uspokajający komunikat: w sąsiednim wieżowcu wybuchł pożar, nasz budynek jest bezpieczny, nie ma konieczności ewakuacji.
Część uciekinierów zawróciła z powrotem do swoich biur. Windy jadące w górę znowu się zapełniły.
Stanley Praimnath, zastępca wiceprezesa ds. administracyjnych w Banku Mizuho Corporation, prawie wychodził już z południowego wieżowca World Trade Center, kiedy zaczepił go jeden ze strażników. – Dokąd koledzy idziecie? – spytał.
– Cóż – odparł Praimnath – idę do domu.
– Dlaczego? – cerber wypytywał dalej. Praimnatha trochę to zdziwiło. Odpowiedź wydawała mu się oczywista. – Widziałem spadające kłęby ognia – wyjaśnił.
– Nie, wasz budynek jest niezagrożony i bezpieczny – stanowczo oświadczył strażnik. – Idźcie z powrotem do biura.
Po chwili wahania Stanley Praimnath zawrócił więc, wsiadł do windy i wyjechał na 81. piętro, gdzie mieścił się jego gabinet. (...)