23 września 1953 r. Sekretariat BP KC PZPR, na wniosek Bolesława Bieruta, zadecydował o aresztowaniu Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego.
Przez następne dwa lata (do końca października 1955 r.) Prymas pozostawał odcięty od świata zewnętrznego. Przetrzymywano go początkowo w Rywałdzie (od 26 IX do 12 X 1953 r.), w klasztorze Ojców Kapucynów. Zakonnikom wmawiano, że przebywa tam wysokiej rangi oficer. Po kilku tygodniach kard. Wyszyńskiego przewieziono do Stoczka Warmińskiego, gdzie ciężko chorował. W październiku 1954 r. schorowany Prymas został przewieziony na południe Polski, do Prudnika Śląskiego. Od 29 X 1955 r. przebywał w Komańczy, w klasztorze Sióstr Nazaretanek, rzekomo na prośbę Episkopatu Polski, co miało sugerować współdziałanie biskupów z rządzącymi w sprawie podejmowania decyzji o uwięzieniu Prymasa. W rzeczywistości jeszcze przed podjęciem przez rząd PRL decyzji o zmianie miejsca pobytu Kardynała wysocy funkcjonariusze organów bezpieczeństwa naciskali na niego, by złożył wniosek o zmianę warunków pobytu. Prymas odmówił. W Komańczy Kardynał mógł spotkać się z najbliższymi. W 1956 r. odwiedzili go członkowie najbliższej rodziny (m.in. ojciec Stanisław, brat Tadeusz i siostrzenica), panie z „Ósemki” (w tym Maria Okońska), a także bp Choromański i bp Klepacz. Zarówno przed aresztowaniem, jak i przez cały okres internowania Prymas był inwigilowany, w swej rezydencji przy ul. Miodowej 17, m.in. przez kierowcę oraz znanego działacza katolickiego, a także za pomocą podsłuchu - być może zainstalowanego w figurze Matki Boskiej, znajdującej się w ogrodach rezydencji. W okresie internowania był śledzony przez kilkadziesiąt osób. W jego celi w Stoczku komendant zainstalował podsłuch, inwigilacja sięgała zatem najintymniejszych chwil życia Prymasa. Notowano każde słowo „podopiecznego”, o czym świadczą codzienne meldunki przesyłane przez komendanta „Obiektu 123” ppłk. B. Borucińskiego (lub jego zastępców, np. K. Banasia) początkowo do dyrektora Departamentu XI MBP, płk. Kazimierza Więckowskiego, oficera sowieckiego pochodzenia białoruskiego, a następnie mjr. Stanisława Morawskiego, wicedyrektora Departamentu VI Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Meldunek zawierał informacje zdobyte drogą operacyjną; w pierwszym rzędzie z podsłuchu, a także z lektury dziennych raportów źródła „Ptaszyńska” (s. Maria Graczyk) i źródła „Krystyna” (ks. Stanisław Skorodecki) - konfrontowanych ze sobą. Komendantura miała także źródła informacji na zewnątrz „obiektu”. Pilnowano, by wiadomości o Prymasie nie przedostawały się do opinii publicznej. Z tego samego powodu inwigilowano strażników, a zbyt „rozmownych” odsyłano do domu. Więzień - zwany przez komendanta „podopiecznym” - został osaczony. W Stoczku i w Prudniku dręczono Prymasa psychicznie. Składano mu nieoczekiwanie obietnice, których nie dotrzymywano wtedy, gdy nadzieje więźnia zostały dostatecznie rozbudzone. Miało to upokorzyć proszącego. Uzależniano pozwolenie na korespondowanie z władzami od złożenia samokrytyki przez „podopiecznego”. Nie doręczano mu listów od najbliższych (szczególnie w okresie choroby ojca) lub dawano do zrozumienia, że jego listy do ojca nie są dostarczane (w rzeczywistości wybrane przez władze fragmenty były odczytywane adresatowi). Prymas bronił się przed zniewoleniem: przez modlitwę, czytanie, pracę codzienną i rozmowy z towarzyszami niedoli. Decyzja o zwolnieniu Prymasa z Komańczy zapadła na posiedzeniu BP KC PZPR 23 X 1956 r., a zatem trzy dni po objęciu władzy przez Gomułkę. Została ona podjęta pod presją społecznych oczekiwań, a zatem podyktowana była rachunkiem politycznym, a nie racją ideową.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.