23 września 1953 r. Sekretariat BP KC PZPR, na wniosek Bolesława Bieruta, zadecydował o aresztowaniu Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego.
Prymas położną Żułów w czasie wojny. Ksiądz Stefan modli się, spacerując za wsią. Nagle sielankową ciszę rozdziera rozpaczliwy krzyk kobiecy. To z tej stojącej na uboczu chaty! Ksiądz popycha drzwi i staje jak wryty. Na barłogu ze zmierzwionej słomy leży... rodząca kobieta. Nie ma prześcieradła, pod głowę wcisnęła zmięte ubranie. Zszokowany ksiądz Wyszyński chce wybiec po pomoc. Kobieta jednak już kurczowo trzyma go za sutannę. Jęczy, żeby jej nie zostawiać. Chyba ma rację: pomoc i tak nie zdąży nadejść przed rozwiązaniem. Rodzącą reszta wsi odrzucała za złe prowadzenie się. — Nie mogłem jej pomóc, bo nie umiałem. Co za straszne przeżycie — wspominał Prymas piętnaście lat później. Ksiądz Wyszyński stoi więc bezradnie w izbie. Trzyma rodzącą za rękę. Niemowlę szczęśliwie przychodzi na świat. Dopiero wtedy Ksiądz biegnie po pomoc. Siostra Cecylia spowiada W czerwcu 1942 roku ks. Wyszyński trafił z Żułowa do Zakładu dla niewidomych w Laskach. Często wsiadał na „Błyskawicę”, żeby dojechać do stolicy. „Błyskawica” to przezwisko fury, która codziennie kursowała do warszawskiej dzielnicy Bernerowo. „Błyskawicę” ciągnął tylko jeden koń, który człapał co najmniej dwie, trzy godziny. W Warszawie ksiądz wykładał na tajnych kompletach. — Na potrzeby konspiracji ks. Wyszyński przyjął pseudonim „Siostra Cecylia” — śmieje się Maria Okońska. — Cecylia była jego ulubioną świętą. Ale pseudonim się nie sprawdził, bo ludzie zaczęli masowo pytać, nawet przez telefon: „O której siostra Cecylia będzie odprawiać Mszę świętą?” albo: „Kiedy siostra Cecylia będzie spowiadała?”. Na widok dzieci po twarzy księdza Wyszyńskiego przelatywał zazwyczaj figlarny uśmiech. Lubił z nimi żartować. Kiedyś, w czasie wojny, zobaczył w Laskach dwie dziewczynki, dużą i małą. — O, idzie półtorej człowieka! — zagadał wesoło. — Nie, bo jak cłowiek, to cały — wysepleniło równie wesoło dziecko. Zachowała się fotografia Księdza z niewidomymi dziećmi, które właśnie przystąpiły do Pierwszej Komunii. Ksiądz Wyszyński śmieje się. Dzieci w białych ubrankach wyglądają na bardzo z nim zgrane: chichoczą, przytulają się do niego, od śmiechu robią im się dołki w policzkach. W marcu 1944 r. ks. Wyszyński złożył przysięgę wojskową. Został kapelanem i porucznikiem Armii Krajowej. Biegał przez Puszczę Kampinoską na złamanie karku w kierunku, z którego dochodziły odgłosy eksplozji, nie zważając na gałęzie szarpiące jego komżę i sutannę. Spowiadał umierających żołnierzy AK, nosił rannych. Poszedłbym, gdzie giną Maria Okońska założyła w czasie wojny z siedmioma koleżankami Stowarzyszenie Żeńskiej Młodzieży Katolickiej „Ósemka”. Dziewczyny nie zakładały rodzin, ale ewangelizowały ludzi, żyjąc wśród nich i pracując w różnych zakładach. Księdzu Wyszyńskiemu spodobał się ten nowoczesny pomysł. Został ojcem duchowym grupy. Dlatego pani Maria do dziś mówi o Prymasie: „Ojciec”. W końcu lipca Zdzich, znajomy z konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego, ostrzegł ją: Uciekaj! Tu wybuchnie powstanie, a granatów i amunicji jest tylko na parę dni. — W miejscu, gdzie obecnie jest Warszawa, będzie rosła murawa. Kto tu zostanie, zginie. 22-letnia Marysia i jej koleżanki ruszyły więc po radę do Lasek. — Po wojnie miałyśmy założyć tzw. Miasto Dziewcząt, żeby w nim wychowywać młode Polki. Pytałyśmy więc Ojca, czy mamy ratować Miasto Dziewcząt, a więc siebie, czy zostać w powstaniu i zginąć? — wspomina pani Maria. Ksiądz Wyszyński pomagał właśnie w organizowaniu szpitala powstańczego w Laskach i spowiadał obwieszonych pasami z nabojami powstańców, którzy szli na punkty zbiórek. Myślał jednak też o pytaniu „Ósemki” — w nocy leżał krzyżem w kaplicy. Wzeszło słońce. Był słoneczny ranek 1 sierpnia. Ksiądz Stefan powiedział dziewczynom: — Nic wam radzić nie mogę. Gdybym ja był na waszym miejscu, poszedłbym tam, gdzie giną ludzie. Dziewczyny po naradzie oświadczyły: — Ojcze, idziemy do powstania! — Trzeba go było wtedy widzieć. Ojciec cały był w uśmiechach. Nie śmiał radzić, ale był strasznie szczęśliwy, że jego duchowe córki tak zdecydowały — wspomina pani Maria. — Tylko nie strzelajcie! Kobieta nie jest od zabijania, a od dawania życia! — przypomniał na pożegnanie ks. Wyszyński. — Odwracałyśmy się, a on wciąż, dopóki nie zniknął nam z oczu, stał na ścieżce nieruchomo i błogosławił nas znakiem krzyża — wspomina Maria Okońska.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.