Amerykański lekarz Kent Brantly, który zaraził się wirusem ebola w Liberii na zachodzie Afryki, wyszedł ze szpitala w Atalancie po leczeniu z użyciem eksperymentalnego serum - podała w czwartek organizacja charytatywna, dla której pracuje Brantly.
Szef organizacji Samaritan's Purse Franklin Graham poinformował w oświadczeniu, że Brantly wyzdrowiał. "Dziś łączę się z zespołem Samaritan's Purse na całym świecie, dziękując Bogu za wyzdrowienie Kenta Brantly'ego i jego wyjście ze szpitala" - napisał.
Brantly jest uważany za pierwszego w historii pacjenta z Ebolą leczonego w USA. Od zdiagnozowania u niego choroby był poddawany eksperymentalnej terapii z użyciem leku ZMapp, który wcześniej testowano jedynie na małpach. Przebywał na specjalistycznym oddziale szpitalu uniwersyteckiego Emory w Atlancie w stanie Georgia.
Szpital we własnym oświadczeniu zapowiedział zwołanie w czwartek konferencji prasowej poświęconej opuszczeniu placówki przez Brantly'ego oraz amerykańskiej pielęgniarki Nancy Writebol, która krótko potem również zaraziła się ebolą w Liberii. Oboje zachorowali, pomagając w opanowaniu epidemii. Na początku sierpnia zostali przetransportowani do USA na leczenie. Z komunikatu nie wynika, czy oboje chorzy przebywają jeszcze w szpitalu.
Liberia jest obok Gwinei, Sierra Leone i Nigerii jednym z krajów Afryki Zachodniej, gdzie od kilku miesięcy panuje bezprecedensowa epidemia gorączki krwotocznej, wywoływanej przez niebezpiecznego wirusa ebola. Według najnowszych danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) od marca br. zmarło na tę chorobę blisko 1350 osób, a 2473 zostało zarażonych.
Do symptomów choroby należą: gorączka, krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne, a w ostatnim stadium choroby - wymioty i biegunka. Zarażenie odbywa się przez kontakt z płynami ustrojowymi chorego. Nie istnieje obecnie lek na wirusa ebola, a śmiertelność wśród osób zarażonych może sięgać nawet 90 proc.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.