Wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak powiedział w środę, że zna sprawę sprzedaży prywatnej firmie ponad 150 niedziałających zestawów rakiet przeciwlotniczych "Strzała"; że nie sygnalizowano nieprawidłowości, a próba eksportu została udaremniona.
ak podał portal tvn24.pl, chodzi o zorganizowany w 2012 r. przez Agencję Mienia Wojskowego przetarg na zakup 153 rakiet i wyrzutni "Strzała-2M" oraz 78 mechanizmów startowych. Wygrała go firma ze Śląska, która następnie sprzedała rakiety przedsiębiorcy z Wielkopolski. Ten zamierzał je wyeksportować do Czech. Według tvn24 AMW sprzedając broń mogła naruszyć traktat z Wassenaar, który Polska podpisała w 2003 r.
"Sprawa była mi sygnalizowana w maju przez odpowiednie służby, które sprawdzały, czy mogło tutaj dojść po stronie instytucji i agend wojskowych do nieprawidłowości. Wtedy takiej informacji nie było. Po dzisiejszych doniesieniach medialnych, po informacji, że sprawą się zainteresowała prokuratura, zleciłem pilna kontrolę, czy wszystko po stronie wojska było jak trzeba" - powiedział Siemoniak dziennikarzom.
Minister podkreślił, że zestawy nie miały wartości bojowej. "Z dokumentów wynikało, że te zestawy były pozbawione cech użytkowych i nawet złożone nie byłyby w stanie działać, że były zbędne od lat i że zostały sprzedane przez Agencję Mienia Wojskowego firmie, która posiadała koncesję. (...) Wygląda, że wszystko się odbyło w zgodzie z prawem" - powiedział wicepremier.
Zaznaczył, że nie było podstaw, by wytknąć niewłaściwe działania komukolwiek w wojsku lub w AMW. "Sprawa jest znana od miesięcy, wydaje się, że nawet, jeżeli ktokolwiek popełnił tu jakieś błędy, to raczej były to błędy polegające na tym, że ktoś nie dmuchał na zimne, niż że naruszono jakieś procedury" - powiedział.
Odnosząc się do podniesionego przez tvn24.pl zarzutu naruszenia porozumienia z Wassenaar, dotyczącego kontroli eksportu broni i technologii podwójnego zastosowania, podkreślił, że porozumienie dotyczy eksportu, tymczasem AMW sprzedała zestawy krajowej firmie. "Fakty są takie, że ta broń nie została nigdzie wyeksportowana, cokolwiek sądzić o jej użyteczności" - dodał.
Zaznaczył, że porozumienie zaczęło mieć zastosowanie w momencie, kiedy kolejna firma, która odkupiła sprzęt, chciała go sprzedać za granicę i wtedy transakcja została udaremniona.
„To, co jest przedmiotem doniesień medialnych – kwestia eksportu - jest w gestii Ministerstwa Gospodarki. Jak wiem, zareagowało ono właściwie, uznając, że ani polski podmiot nie jest uprawniony do eksportu tego rodzaju sprzętu, ani podmioty po tamtej stronie nie są uprawnione do przyjęcia go" - powiedział szef MON. "Możemy mieć satysfakcję, że organy państwa zadziałały właściwie w tej sprawie" - dodał.
Ocenił zarazem, że "w obecnej sytuacji, gdzie sprawy handlu bronią są gorącymi tematami, warto być znacznie bardziej skrupulatnym niż jeszcze kilka lat temu”.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak powiedział PAP, że Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota od sierpnia bada, czy wszcząć śledztwo w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień przez cywilnych urzędników AMW w związku z tym przetargiem. Nie sprecyzował, na czym miałoby polegać przestępstwo.
Sprawę przekazała śledczym na Ochocie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Jej rzecznik ppłk Sławomir Schewe poinformował PAP, że ABW złożyło zawiadomienie do tej prokuratury. "Przeprowadziliśmy postępowanie sprawdzające w sprawie ewentualnego niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, żołnierzy zawodowych oraz pracowników cywilnych Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy w związku z przekazaniem 153 sztuk ręcznych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych Strzała-2M do AMW" - dodał. Wobec ustalenia, że przekazanie rakiet z jednostek wojskowych do AMW obyło się bez jakichkolwiek zaniedbań ze strony wojska, sprawę do wyjaśnienia przekazano warszawskiej prokuraturze.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.