Polska jest dla nas jedyną szansą - podkreślają Ukraińcy, którzy w wyniku konfliktu na wschodzie tego kraju przyjechali do Polski, gdzie starają się o status uchodźcy. Przed rokiem było kilkadziesiąt takich osób; dziś jest ich już ponad dwa tysiące.
W ostatnich tygodniach do ośrodka recepcyjnego dla uchodźców w Białej Podlaskiej trafiła młoda ukraińska rodzina z okolic Doniecka: 25-letni Dimitrij, jego starsza o trzy lata żona Diana oraz ich czteroletnia córeczka Ina. Jak wiele innych ukraińskich rodzin, z obawy o własne bezpieczeństwo, zmuszeni byli porzucić pracę, opuścić własne domy i wyjechać. "W naszej miejscowości dochodziło do ataków z powietrza, były bombardowania i ciągłe ostrzały. Ludzie ukrywali się w piwnicach. Zdarzały się przypadki, że znikali" - opowiada młody Ukrainiec.
Przyznaje, że nikt nie spodziewał się, że proeuropejskie protesty sprzed roku na kijowskim Majdanie przekształcą się w krwawy konflikt na wschodzie kraju. "My jesteśmy baptystami. Od momentu wybuchu tego konfliktu zaczął być faworyzowany moskiewski patriarchat. Wyznawcy wszystkich pozostałych religii zaczęli być szykanowani, a nawet prześladowani" - mówi Dima.
Oboje, Dima i Diana, przyznają, że tęsknią za najbliższymi i przyjaciółmi, którzy mimo niebezpieczeństw zdecydowali się pozostać w kraju. "Tęsknimy za ludźmi. Za krajem jako takim, na razie nie za bardzo" - mówią. Pytani, co chcieliby robić w Polsce, Dima odpowiada krótko: "Tutaj warunki są dobre. Planujemy wynająć mieszkanie poza ośrodkiem i poszukać pracy. Ja już kiedyś pracowałem w Polsce na budowie. My tutaj po prostu chcemy normalnie żyć".
Dlaczego przyjechali do Polski, zamiast szukać schronienia w innej części kraju, bliżej domu i bliskich? "W innej części Ukrainy praca okazała się na tyle nisko płatna, że nie zdołaliśmy się utrzymać. Dlatego zdecydowaliśmy się przyjechać tutaj. Jedyne, czego się boję, to powrotu na Ukrainę. Tutaj, w Polsce, jestem w stanie pracować, nauczyć się języka i wszystko sobie urządzić. Polska jest dla nas jedyną szansą!" - mówi Diana, która jest nauczycielką w szkole muzycznej w klasie saksofonu.
W związku z konfliktem i rosyjską aneksją Krymu, do Polski w ostatnim czasie trafia coraz więcej Tatarów krymskich, co w przeszłości zdarzało się niezmiernie rzadko. Wśród nich jest Rusłan, który wraz z rodziną trafił do Polski w maju. Przedstawiając się, mężczyzna podkreśla, że jest muzułmaninem i tatarskim aktywistą. Opowiada, że po aneksji doszło do represji na tle narodowościowym i religijnym. "Już nie mogliśmy czuć się u siebie swobodnie. Dlatego wychodziliśmy na ulice, ponieważ nasze prawa były łamane. My po prostu chcemy żyć wolni" - mówi Rusłan.
Mężczyzna podkreśla, że na Krymie doszło do zapaści ekonomicznej, a jednym z wielu problemów jest korupcja. Przyznaje, że po rosyjskiej agresji dochodziło do aktów przemocy wobec zwykłych ludzi. "Rosjanie ich zabierali. Oskarżano o terroryzm. Tutaj przede wszystkim chodzi o prawa Tatarów krymskich i muzułmanów. Na Ukrainie żyliśmy swobodnie, a Rosja nas nie uznaje. To są podwójne standardy" - podkreśla Rusłan. "Chociaż w Polsce jest dobrze, to jest nam żal i tęsknimy za naszym Krymem" - dodaje.
W tym roku większość mieszkańców ośrodka w Białej Podlaskiej stanowią przybysze z ogarniętej konfliktem wschodniej Ukrainy, głównie z dwóch obwodów: donieckiego i ługańskiego.
Tu właśnie trafia ponad 90 procent cudzoziemców, którzy z różnych przyczyn przekraczają granice Polski w celu uzyskania ochrony międzynarodowej. Przez tę placówkę Urzędu do Spraw Cudzoziemców przechodzi rocznie kilka tysięcy migrantów.
To nieduży budynek nieopodal stacji kolejowej. Cudzoziemcy spędzają tu zazwyczaj kilka, czasami kilkanaście dni. "Przypadkowe osoby z zewnątrz nie mogą się na teren naszych ośrodków dostać. To jest kierowane względami bezpieczeństwa, ponieważ osoby, które ubiegają się o nadanie statusu uchodźcy, to mogą być azylanci, którzy uciekają przed prześladowaniami. Dlatego ważne jest, aby zapewnić im maksimum spokoju i bezpieczeństwa" - podkreśla kierownik ośrodka Grzegorz Randzio.
Na terenie ośrodka są m.in. świetlice, pokoje rodzinne, sala przedszkolna i szkoła wyposażona w komputery z dostępem do internetu. Średni miesięczny koszt utrzymania jednej osoby wynosi ok. 1,3 tys. zł - to m.in. wyżywienie, zakwaterowanie, opieka medyczna.
Na miejscu przez całą dobę jest ochrona, działa też lokalny zespół ds. przeciwdziałania przemocy. Ośrodek regularnie odwiedzają funkcjonariusze Straży Granicznej i policjanci. "Czasami między cudzoziemcami zdarzają się konflikty na tle kulturowym. Są kłótnie o to, że dzieci się pobiły, np. czeczeńskie z ukraińskim. Bardziej to przeżywają ojcowie niż same dzieci. To, co było dla mnie szokujące, gdy zaczynałem przed laty pracę w takich ośrodkach, to inne standardy opieki rodzicielskiej, czyli twarde kary cielesne" - opowiada kierownik.
Jednym z ważnych etapów procedury uchodźczej, w ramach której cudzoziemcy starają się o ochronę międzynarodową, są tzw. wywiady statusowe. "Do nas trafiają osoby, które nie chciały bądź nie mogły skorzystać z ochrony własnego państwa czy możliwości zamieszkania w innej części swojego kraju. Oczekują tutaj lepszej pomocy i lepszych warunków" - mówi kierowniczka wydziału zamiejscowego Departamentu Postępowań Uchodźczych UdSC Agnieszka Markowska.
Jak wskazują specjaliści, którzy na co dzień mają kontakt z uchodźcami, każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie. Rzeczniczka UdSC Ewa Piechota podkreśla, że jeśli ktoś faktycznie ucieka przed realnym zagrożeniem życia, to raczej nie planuje, czy będzie miał tutaj pracę. Gdy dotrze do takiego ośrodka, to cieszy się, że jest bezpieczny. Na początku przychodzi moment ochłonięcia, a być może później przychodzi myślenie o tym: "co ja tu będę robił".
Grzegorz Dyjak (PAP)
gdyj/ akw/ itm/
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.