„Widzisz go? Podejdź do niego i powiedz, że go kocham”. „Ja???? Za Chiny!”
Na własnej skórze przerobili, co to znaczy „błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie”. Nie wybiegali przed szereg. Nie wychodzili na ulicę, by opowiadać wszystkim o miłości Boga, nie realizowali swoich pomysłów. Nie działali w myśl neofickiej zasady: „Brunetki, blondynki, ja wszystkie was, dziewczynki, nawracać chcę”. Nasłuchiwali. Realizowali jedynie to, o co zostali poproszeni. Poczuli impuls, przynaglenie, by podejść do obcej osoby i powiedzieć jej o miłości Boga. Często mieli ochotę zwiać. Opierali się i znajdowali miliony wymówek. A jednak zaryzykowali. Efekty były zdumiewające.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Za głosowało 236 posłów, przeciwko było 186, a 5 wstrzymało się od głosu.
Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?