Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa chcieli skompromitować „Solidarność" poprzez powiązanie jej z zamachem na Jana Pawła II. Pomóc w tym miały informacje zdobyte od KO "Libelli" vel "Delegata" - czytamy w dzienniku "Polska".
Historyk IPN Grzegorz Majchrzak przygotował książkę, w której bada m.in. tę sprawę. Zaznacza, że sprawa „Libelli” ma charakter poszlakowy, jednak nie ma wątpliwości, że tym pseudonimem bezpieka określała ks. Henryka Jankowskiego, uważając go przy tym za cenne źródło informacji. O tym, że „Delegat” vel „Libella” to prał. Jankowski przekonuje również Jan Żaryn, który badał sprawę inwigilacji księdza Popiełuszki. Dziennik przypomina, że w rocznicę zamachu przeprowadzonego przez Alego Agcę Jan Paweł II pojechał do Fatimy. Tam zaatakował go bagnetem zakonnik, były członek bractwa św. Piusa X Juan Maria Fernadez y Krohn. Dzięki interwencji papieskiej ochrony udało się uniknąć tragedii, ale – jak ujawnił przed rokiem kard. Stanisław Dziwisz – papież został ranny. Funkcjonariusze SB chcieli – dzięki informacjom od „Delegata” – powiązać ten zamach z „Solidarnością”. Planowali wykorzystać do tego wiedzę na temat kontaktów zakonnika z emigracyjnymi działaczami „S” i jego wizyty w Polsce w 1981 r. Ostatecznie nie zrealizowali tego planu. Historycy podkreślają, że ks. Henryk Jankowski nie był tajnym współpracownikiem. Jego spotkania z SB mogły mieć charakter gry, którą prowadził z peerelowskimi strukturami. "Chciał osłabić wpływy laickiego i lewicowego KOR na szefostwo Solidarności, a zwiększyć wpływ Kościoła"– czytamy w „Polsce”. Ksiądz Jankowski zapewnia, że nigdy nie był kontaktem operacyjnym. Jedynie kilkakrotnie spotkał się Ryszardem Bedrysem i podczas tych spotkań zachowywał szczególną ostrożność. Rzecz w tym, że mógł nie wiedzieć, iż SB traktuje go jako cenne źródło informacji.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.