Codziennie kolejne kobiety padają ofiarą przemocy. Jest to dramat, na który władze Demokratycznej Republiki Konga, jak i wspólnota międzynarodowa zamykają oczy. Sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów apeluje o stawienie czoła temu naglącemu problemowi.
Szacuje się, że ofiarą porwań i gwałtów ze strony rebeliantów padło w Kongu kilkadziesiąt tysięcy kobiet. Pastor Samuel Kobia odwiedził ten afrykański kraj w ramach ekumenicznego programu „Żywe listy” („Living letters”). O problemie rozmawiał z przedstawicielami wielu Kościołów i wspólnot wyznaniowych działających na terenie Konga. Pastor Kobia wzywa, by o tym problemie zacząć publicznie mówić zarówno na forach kościelnych, jak i parlamentarnych całego świata.
Kościół katolicki od dawna głośno mówi o tragedii kongijskich kobiet. Zauważa, że jest to okrutny dramat, który trzeba nagłaśniać, ponieważ często strachem bardziej napawa milczenie „dobrych” niż barbarzyńskie czyny „złych”. Przemoc wobec kobiet, według katolickich biskupów archidiecezji Bukavu, może być postrzegana jako sposób powolnego uśmiercania całego społeczeństwa Konga.
Co czwarte dziecko trafiające dom"klasy wstępnej" nie umie obyć się bez pieluch.
Mężczyzna miał w czwartek usłyszeć wyrok w sprawie dotyczącej podżegania do nienawiści.
Decyzja obnażyła "pogardę dla człowieczeństwa i prawa międzynarodowego".
Według szacunków jednego z członków załogi w katastrofie mogło zginąć niemal 10 tys. osób.