Co najmniej 16 Palestyńczyków zginęło, a 100 zostało rannych w piątek w Strefie Gazy w ostrych starciach między policją a grupą salafickich radykałów.
Palestyńska służba zdrowia podała, że wśród zabitych jest dowódca zbrojnego skrzydła ugrupowania Hamas, sprawującego władzę w Strefie.
Walki wybuchły popołudniu, kiedy policja Hamasu chciała rozpocząć szturm na meczet w Rafah (na granicy z Egiptem), gdzie salafici ogłosili powstanie "emiratu islamskiego".Rafah stanowi bastion palestyńskich radykałów, ideologicznie bliskich Al-Kaidzie.
"Ogłaszamy narodziny emiratu islamskiego" - ogłosił przywódca ruchu Dżund Ansar Allach, Abdel-Latif Musa. Grupa kilkuset mężczyzn, którzy weszli do meczetu wraz z nim, zareagowała na przemówienie wiwatami. Wielu z nich było uzbrojonych.
Ugrupowanie poinformowało o swym istnieniu w Strefie Gazy dwa miesiące temu, gdy trzej jego członkowie zginęli, szarżując konno na izraelską bazę. Palestyńskie MSW nazwało Musę "szaleńcem".
Wieczorem wciąż było słychać odgłosy intensywnej wymiany ognia. Jak podał fotoreporter AFP, policjanci kryli się przed wybuchami pod domem Musy. Reuters dodał, że policja wkroczyła do budynku, ale Musy nie znaleziono.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Strefy Gazy ogłosiło, że "przestępcy i osoby noszące broń, by wzniecać chaos, będą ścigane i aresztowane".
Premier hamasowskiego rządu Ismail Hanije w trakcie piątkowych modłów zdementował pogłoski o istnieniu podobnej frakcji w Gazie. Oskarżył przy tym "izraelskie media o propagowanie informacji mających na celu nastawienie świata przeciw Strefie".
Dżund Ansar Allah (z arab. żołnierze Boga) to grupa nawołująca do ścisłego przestrzegania szarijatu (prawa koranicznego). Ugrupowanie zarzuca Hamasowi zbytni liberalizm w kwestiach obyczajów. Według świadków groziło m.in. właścicielom kafejek internetowych spaleniem lokali.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.