Stan 18 górników poparzonych w katastrofie w kopalni "Wujek" w Rudzie Śląskiej, którzy trafili do Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich, jest ciężki. Choć wszyscy są przytomni, nie można na tej podstawie rokować co do perspektyw ich dalszego leczenia. Pierwsze rokowania będą możliwe za kilka dni.
W katastrofie w kopalni "Wujek" zginęło w piątek 12 górników, część z nich zmarła w drodze do szpitali. W siedmiu szpitalach umieszczono 39 osób. Przyczyną wypadku - według wstępnych ocen - był prawdopodobnie zapłon metanu, choć niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu.
Jak poinformował w piątek po południu dyrektor naczelny CLO Mariusz Nowak, wszyscy umieszczeni tam górnicy poddawani są tzw. bronchoskopii. To diagnostyczne badanie dróg oddechowych pod kątem ich oparzeń. U wszystkich z przebadanych dotychczas sześciu pacjentów stwierdzono takie poparzenia.
"Brali udział w tej samej akcji, byli w tym samym miejscu. Można dalej wnioskować, że u wszystkich może być niestety oparzenie. Dopiero będziemy wiedzieć konkretnie po wykonaniu badania. (...) Wprowadzamy rutynowe procedury medyczne wobec ciężko oparzonych" - mówił dziennikarzom Nowak.
Jak zaznaczył, w przypadku oparzeń, trudno mówić o rokowaniach. Dodał, że każde ciężkie oparzenie jest groźne, nie wiadomo bowiem jak zareaguje na nie organizm. "Jeden organizm z ciężkiego oparzenia jest w stanie nawet w miesiącach wyjść, a drugi organizm się załamuje. (...) To wszystko ciężkie stany" - wskazał Nowak.
Górnicy hospitalizowani w Siemianowicach mają poparzone od 40 do 90 proc. powierzchni ciała. Według lekarzy, przy ciężkich oparzeniach ważniejszym czynnikiem niż ich rozległość jest głębokość ran. Wiele zależy też od tego, jak długo wysoka temperatura działała na pacjenta.
Jak mówił dyrektor CLO to, że wszyscy pacjenci są przytomni nie oznacza, że choroba nie może już się rozwinąć. O ewentualnych rokowaniach można mówić dopiero po kilku dniach. Dlatego też lekarze starają się na razie ograniczać kontakt rodzin z pacjentami do krótkich widzeń.
"Choroba oparzeniowa jest chorobą trwającą w czasie. Jeżeli stan będzie się pogarszał, mamy telefony, będziemy informować na bieżąco" - wskazał Nowak, dodając że "decydujące będą raczej doby, niż godziny".
Dyrektor podkreślił, że bezpośrednio po przywiezieniu rannych do CLO wdrożono badania, założono im opatrunki. Każdy z poparzonych górników - w miarę jego stanu zdrowia - będzie też poddawany działaniu komory hiperbarycznej. Siemianowicka "oparzeniówka" dysponuje największą taką komorą w Polsce.
Jeden seans w komorze hiperbarycznej trwa półtorej godziny. Tlen hiperbaryczny, czyli pod wyższym ciśnieniem, pomaga ustabilizować błony komórkowe; w pierwszym okresie leczenia zmniejsza tzw. przesięki tkanek, a także występujące w chorobie oparzeniowej zaburzenia wodno-elektrolitowe i białkowe.
W siemianowickiej "oparzeniówce" po piątkowej katastrofie umieszczono 18 najpoważniej rannych górników. Pozostali - nieco lżej ranni - trafiali do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu i Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach - Ochojcu, a także szpitali w Rudzie Śląskiej, Bytomiu, Tychach i Chorzowie.
Jak poinformował PAP koordynujący akcję od strony medycznej dr Michał Świerszcz z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego, pierwsze odebrane przez ratowników wezwanie dotyczyło wypadku masowego w kopalni. Po przyjeździe ratowników okazało się, że ma on znacznie większe rozmiary, niż to wcześniej wynikało.
Wówczas wezwano śmigłowce z Gliwic, Wrocławia, Kielc i Krakowa. Poszkodowanych rozwoziło ponad 30 karetek z całego województwa. Większość górników w karetkach była przytomna. "W pierwszym rzędzie podawaliśmy poszkodowanym środki przeciwbólowe. Wiadomo, że pacjent poparzony cierpi. Ciężej poparzonych trzeba było zaintubować" - zaznaczył Świerszcz.
Katastrofa nastąpiła w piątek ok. godz. 10.15 przy ścianie V w pokładzie 409 na poziomie 1050 dawnej kopalni "Śląsk" w Rudzie Śląskiej - Kochłowicach. To obecnie część kopalni "Wujek", należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego. "Wujek" zaliczany jest do kopalń z czwartym - najwyższym stopniem zagrożenia metanowego.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.