Katowicki Holding Węglowy (KHW), do którego należy kopalnia "Wujek-Śląsk", zapewnił, że działający w tym zakładzie system metanometrii był skuteczny, a w okresie poprzedzającym katastrofę nie było sygnałów, by zagrożenie wzrosło. Holding zapowiedział nie tylko doraźną, ale i długofalową pomoc dla poszkodowanych i rodzin ofiar.
W wyniku piątkowego zapalenia i wybuchu metanu w kopalni zginęło 17 górników, a 35 jest w szpitalach. W środę kierownictwo holdingu, które wcześniej nie zabierało publicznie głosu w sprawie katastrofy, przedstawiło związane z nią informacje, odnosząc się m.in. do medialnych zarzutów w sprawie skuteczności akcji ratowniczej i skali zagrożenia w kopalni. Działanie kierownika akcji ratowniczej holding uważa za profesjonalne.
Jak mówił w środę prezes KHW, Stanisław Gajos, od początku roku przy feralnej ścianie czujniki metanometrii 727 razy odłączały prąd do pracujących tam maszyn z powodu przekroczonego stężenia metanu. Zdaniem prezesa świadczy to, że system bezpieczeństwa związanego z metanem działał skutecznie i ostrzegał o zagrożeniu. Jak mówił, w ostatnim czasie przed katastrofę liczba "wybić" prądu raczej nie odbiegała od średniej. Krótko przed katastrofą na pewno "wybicia" nie było - dodał.
W ocenie Gajosa, jak na czwartą, najwyższą kategorię zagrożenia metanowego, jaka obowiązuje w tej kopalni, taka liczba przekroczenia stężeń metanu to poziom średni. W całym KHW takich "wybić" było od początku roku 10 368. W takich przypadkach załoga była wycofywana z zagrożonego rejonu. W polskim górnictwie 80 proc. wydobycia węgla pochodzi z rejonów zagrożonych metanem.
Gajos zaznaczył, że w kopalni "Wujek-Śląsk" działa najnowocześniejszy system metanometrii, transmitujący dane do centrali co dwie sekundy. Oprócz pięciu czujników przy ścianie, w tym rejonie kopalni w dniu tragedii używano też 25 przenośnych mierników poziomu metanu, z czego 11 w tej ścianie; były wśród nich najnowocześniejsze metanomierze, używane w polskim górnictwie. Przedstawiciele holdingu skłaniają się do tezy, że wypływ metanu, który następnie zapalił się, nastąpił nagle i niespodziewanie.
"W naszej ocenie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które niestety prawdopodobnie przerosło naszą wiedzę na temat zagrożenia związanego z metanem. Jest to zdarzenie, z którym prawdopodobnie nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia" - powiedział prezes. Zapewnił, że "całkowite wyjaśnienie przyczyn tej wielkiej tragedii jest absolutnym priorytetem dla holdingu i kierownictwa kopalni". Zadeklarował wszelką pomoc dla organów, prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy.
Gajos zapewnił, że KHW przygotowuje długofalowe wsparcie dla rodzin górników, którzy zginęli w katastrofie oraz poszkodowanych. "Żadna z poszkodowanych rodzin nie zostanie pozostawiona sama sobie. Poza przewidzianą stosownymi przepisami pomocą holding przygotował dla każdej rodziny indywidualne wsparcie: doraźne, które jest udzielane tak szybko jak to jest konieczne, i długofalowe, które będzie udzielane niezwłocznie, kiedy określimy jego ramy prawne. Nad tym w tej chwili pracujemy" - powiedział prezes.
Gajos nie chciał na razie mówić o kwotach wsparcia dla rodzin górników. Nie skomentował informacji, że chodzi o 200 tys. zł. W tej wysokości świadczenia holding przyznał niedawno rodzinom górników z kopalni "Wujek", którzy zginęli od milicyjnych kul na początku stanu wojennego.
Przedstawiciele KHW wyjaśnili, że rodziny otrzymają świadczenia z pięciu tytułów m.in. holdingowej umowy zbiorowej, kodeksu pracy, ubezpieczeń i ZUS. "To znaczące kwoty" - ocenił wiceprezes KHW, Waldemar Mróz. Według niego, to ponad czterokrotnie więcej niż pomoc rządowa (wcześniej podawano, że wyniesie ona w sumie ok. 50 tys. zł dla każdej rodziny ofiary). We wtorek podano, że z KHW rodziny ofiar otrzymają od 90 do 120 tys. zł brutto w zależności od stażu pracy zmarłego.
Wiceszef holdingu odpierał zarzuty, podnoszone wcześniej m.in. przez służby wojewody śląskiego, a dotyczące niewłaściwego kontaktu i informowania o tragedii rodzin ofiar. Według Mroza, jeszcze przed południem w kopalni uruchomiono punkt informacyjny dla rodzin, na miejscu było siedmioro psychologów i lekarze. Od godz. 13 informacje o poszkodowanych podawano rodzinom co 15-45 minut. O godz. 15 podano wykaz szpitali z nazwiskami poszkodowanych, a o 21.30 listę ofiar - po ich potwierdzeniu.
Odnosząc się do sposobu prowadzenia akcji prezes podkreślił, że zgodnie z przepisami odpowiada za nią najpierw dyspozytor, a potem kierownik ruchu zakładu, który staje się kierownikiem akcji. "Kierownik akcji postępował profesjonalnie" - ocenił Gajos. Zaznaczył, że przebieg akcji będzie analizowany i oceniony. KHW zwrócił się m.in. do operatora telefonicznego o bilingi rozmów, by potwierdzić, kiedy o wypadku powiadamiano poszczególne służby.
"W pierwszym okresie kierownik akcji koncentruje się na ratowaniu ludzi. Jeżeli ma stosowne środki, żeby to robić, to robi to" - skomentował prezes. Odnosząc się do powiadomienia Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego po ponad godzinie trwania akcji, Gajos przypomniał, że akcję w kopalni prowadziły jej własne zastępy ratownicze. "Jeżeli kierownik ruchu tej akcji ocenił, że te środki dla tego typu zdarzenia są wystarczające, żeby skutecznie tę akcję przeprowadzić, to podjął taką decyzję" - dodał Gajos, według którego szybsze przybycie ratowników z CSRG nic by nie zmieniło.
"Za dużo zastępów w cale nie jest dobrą okolicznością, bo w ten sposób robi się bałagan. Według mnie zostały użyte te środki, które były tam niezbędne i w sposób taki, jak wymagała tego sytuacja" - uważa Gajos.
Zaprzeczył, by w chwili katastrofy w jej rejonie było zbyt dużo (38) górników. W całej kopalni "Wujek-Śląsk" pracowało wówczas 527 osób. "Kierownictwo kopalni uznało, że z przyczyn technologicznych i bezpieczeństwa taka ilość osób jest niezbędna i nie stwarza to zagrożenia. To była ich ocena sytuacji" - tłumaczył Gajos. Większą niż 38 liczbę poszkodowanych tłumaczył tym, że do ratowania przystąpili górnicy z sąsiednich rejonów. To osoby, które odniosły lżejsze obrażenia.
Przedstawiciele KHW zdementowali też informacje, by w katastrofie zginęli górnicy zupełnie bez doświadczenia, które bardzo krótko pracowały w kopalni. Najkrócej zatrudniony górnik miał 11-miesięczny staż, dwaj inni pracowali odpowiednio ponad rok i dwa lata. Pozostałe osoby pracowały 11-24 lata, mieli duże doświadczenie. Najkrócej zatrudniony pracował od miesiąca - górnik ten został lekko ranny. Mróz przyznał, że w KHW pracuje wielu młodych górników. W ciągu minionych 4,5 roku przyjęto 6,6 tys. osób, czyli jedną trzecią obecnej załogi.
Prezes wyliczał działania służące zwiększeniu bezpieczeństwa w kopalniach KHW. Jak mówił, na bezpieczeństwo bezpośrednio lub pośrednio przekładają się niemal wszystkie warte w ubiegłym roku ok. 900 mln zł inwestycje (w tym roku wydano już blisko 600 mln zł), a wydatki na bezpieczeństwo to w tym roku średnio 18,5 tys. zł na każdego pracownika, wobec 16,2 tys. rok wcześniej. Holding pracuje nad koncepcją "megakopalni", w ramach której jeden z szybów ma być pogłębiony do 1280 m, by co najmniej na kilkanaście lat wyeliminować tzw. wydobycie podpoziomowe, czyli z miejsc, gdzie nie sięgają kopalniane szyby.
Gajos przypomniał, że kilka lat temu właśnie w kopalni "Śląsk" - jeszcze przed jej połączeniem z "Wujkiem" - miała ruszyć pierwsza automatyczna, bezzałogowa ściana wydobywcza, gdzie pracownicy wchodziliby jedynie do prac serwisowych. Ponieważ jednak procedury przetargowe przedłużały się, a w ścianie pojawił się pożar, projekt został zaniechany.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.