Wyruszając w 1931 roku do Afryki, Kazimierz Nowak myślał o jednym: by pisaniem reportaży zapewnić byt żonie i dwójce dzieci. Samotna wyprawa wzdłuż kontynentu zajęła mu pięć lat. Przed nim nikt czegoś takiego nie dokonał.
Reportaży poznańskiego podróżnika z początku nie traktowano poważnie. Nie miał marki „literata”. Ale z miesiąca na miesiąc, wraz z ilością napływających relacji, jego popularność wzrastała. Teksty Nowaka pojawiały się nie tylko w lokalnej prasie poznańskiej. Również w stolicy, a i w samej Afryce, jeśli po drodze było miasto i wydawano gazetę. Nowak po angielsku dogadywał się słabo. Znał za to włoski, francuski, nauczył się arabskiego. – Jest nawet artykuł wydany po holendersku w Południowej Afryce – mówi Wierzbicki.
Jak Maria Nowakowa przeżywała długą nieobecność męża, nie wiemy. – Nie mamy jej listów do męża. Z jego korespondencji wynika jednak, że była ona całkiem niezłym jego menedżerem: „Marysiu, zajdź do redakcji, zorientuj się, czy moje listy się ukazały, czy moja praca jest coś warta, bo ja się zamartwiam o Was” – mówi Łukasz Wierzbicki.
O determinacji, odwadze i wyjątkowości Kazimierza Nowaka świadczy też fakt, że wyruszając na wyprawę, nie miał sponsorów, poza firmą Stomil, która przysłała mu do Afryki opony rowerowe. Otwarty i serdeczny dla ludzi, spotykał się z życzliwością rdzennej ludności, afrykańskiej Polonii i katolickich misjonarzy. „Gdy natomiast dociera do osiedli białych eksploratorów Afryki, poczucie osamotnienia wydaje się w nim narastać, spostrzega tam bowiem, jak wiele odróżnia go od urzędników, wojskowych, poszukiwaczy bogactw naturalnych i myśliwych przybyłych tu dla zysku, kariery, trofeów lub rozpusty” – czytamy we wstępie książki Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd.
Znalezienie kogoś, kto zechciałby wydać reportaże Nowaka, zajęło Wierzbickiemu niemal tyle samo czasu, ile zbieranie materiału. Życzliwe okazało się na szczęście małe wydawnictwo Sorus – rodzinna firma Piotra i Teresy Szmajdów z Poznania, którzy po zapoznaniu się z tekstami zdecydowali, że są gotowi je opublikować. Pierwsze wydanie Nowaka ukazało się w 2000 roku. – Wydaliśmy wtedy 1000 sztuk, a sprzedawaliśmy to sześć lat! – mówi Piotr Szmajda.
Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że książka wpadła w ręce Macieja Pastwy, poznańskiego podróżnika, który płynął właśnie statkiem z Danii na Islandię. Zachwycony reportażami postanowił, że po powrocie do Poznania ufunduje Nowakowi pomnik. Skontaktował się z Łukaszem Wierzbickim, wymyślił tablicę w kształcie kontynentu afrykańskiego z zarysem trasy, którą przemierzył Nowak, i wspólnie ustalili, że najlepszym dla niej miejscem będzie hol Dworca Głównego, gdzie najwięcej jest podróżników.
Marzeniem Macieja Pastwy było, aby tablicę odsłonił nie kto inny, jak Ryszard Kapuściński. Jak się okazało, kilka miesięcy wcześniej Kapuściński otrzymał od wydawców książkę Nowaka, zachwycił się nią i przysyłał list z pięknym podziękowaniem.
Uroczystość odbyła się pod koniec listopada 2006 roku. – „Kazimierz Nowak był człowiekiem o ogromnej wyobraźni i odwadze, człowiekiem nieustraszonym – mówił Kapuściński. – Pokazał, że jeden człowiek, zupełnie bezbronny, nieposiadający żadnego uzbrojenia, a jedynie wiarę w drugiego człowieka, może przebyć samotnie wielki kontynent, i to w czasach, gdy Europa dopiero zaczynała go odkrywać. On uczył nas wtedy, w latach trzydziestych XX wieku, jak należy traktować Trzeci Świat i jego mieszkańców”. Dlatego „przejęty jestem lekturą książki Kazimierza Nowaka. To zupełnie niezwykła książka ze względu na treść i osobę autora (…) którą włączam jako stałą pozycję do swoich wykładów, rozmów, refleksji na temat reportażu zagranicznego. Oby zajęła ona stałą pozycję na listach klasyki polskiego reportażu”.
Po telewizyjnej relacji z uroczystości na poznańskim dworcu do wydawnictwa zgłosiła się rodzina zapomnianego polskiego podróżnika. W ten sposób Łukasz Wierzbicki dotarł do kolejnych materiałów, które przechowywał mąż córki Kazimierza Nowaka, Marian Gliszewski. Nowak zmarł, gdy córka miała szesnaście lat. Wraz z matką, Marią Nowakową, pomimo wojennej zawieruchy i późniejszej przeprowadzki do Trójmiasta, przechowały sporą ilość pamiątek po Kazimierzu. Po śmierci Elżbiety Marian Gliszewski zaopiekował się materiałami.
Rodzina starała się wydać reportaże, niestety, nie udało się. Córka Nowaka, Elżbieta przygotowała jedynie zdjęcia i powstał album Przez Czarny Ląd w wydawnictwie Wiedza Powszechna w 1962 roku. Wcześniej, w lipcu 1959 roku, wystawa zdjęć Kazimierza Nowaka na Wybrzeżu, zorganizowana przez Elżbietę, przeszła bez echa. – Ludzie woleli pójść na plażę w ten upalny lipiec – żartował zięć Nowaka, Marian Gliszewski.
– Goszcząc w Gdańsku, zapoznałem się ze zbiorem unikalnych zdjęć, wycinków z prasy afrykańskiej, listów do rodziny, a także kilkuset przedwojennych czasopism i gazet, których nie udało mi się znaleźć w poznańskich bibliotekach – mówi Wierzbicki.
W efekcie powstało trzecie, poszerzone wydanie reportaży Nowaka wsparte przez Narodowe Centrum Kultury. – Na prośbę czytelników wydaliśmy też wydanie czwarte, mniejsze, „do plecaka” – dodaje Piotr Szmajda.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.