Można udawać, że tam nic się nie dzieje. Ale co to udawanie ma wspólnego z chrześcijaństwem?
Wykorzystywanie związanego z uchodźcami kryzysu do celów politycznych nie jest tylko polską specjalnością. Nie tak dawno zagrzmiało także we Włoszech. Burzę wywołała wypowiedź wiceprzewodniczącego Izby Deputowanych, zarzucająca ratującym na Morzu Śródziemnym zarabianie na przemycie uchodźców z Afryki. Temat podjęły niektóre media lokalne, powołując się na rzekome źródła w agencji Frontex, według których proceder rzekomo ma wspierać fundacja Georga Sorosa.
Lider Ruchu Pięciu gwiazd wybrał – jego zdaniem – dobry moment na wszczęcie awantury. W dniach poprzedzających Wielkanoc na Półwysep Apeniński dotarło ponad osiem tysięcy uchodźców (dokładnie 8 300 w ciągu 48 godzin). Przy czym pominął dwie istotne przesłanki. Po pierwsze kilkuset z nich po drodze utonęło. Po drugie – jak alarmują monitorujący sytuację „Lekarze bez granic” – wielu z nich nosiło na swoim ciele ślady tortur, znęcania się i było na granicy skrajnego wyczerpania już po stronie libijskiej.
Nie dziwi zatem zdecydowana reakcja obecnego i poprzedniego premiera Włoch. Nie dziwi równie stanowczy głos sekretarza CEI (Konferencja Episkopatu Włoch) abpa Nunzio Galantino – „nie wolno mylić tych, którzy pomagają z tymi, którzy wykorzystują”. Renzi zaś napisał na Facebooku wprost, że Di Maio próbuje eksploatować temat do celów komercyjnych, mając nadzieję na lepsze wyniki w najbliższych wyborach, sam zaś pomysł nazwania organizacji pozarządowych przemytniczymi określił jako przerażający.
Równie przerażające (wręcz odrażające) są przekazy, płynące z ust niektórych polityków i związanych z nimi mediów w Polsce. Coraz częściej rozmijające się z chcącym pomagać społeczeństwem. O wielkości tej pomocy świadczą informacje, przekazywane przez trzy największe, wspierające ofiary wojen i konfliktów organizacje, jakimi są Caritas, PAH i PCPM (ostatnia już pomaga w Peru). Ten dysonans wydaje się być coraz większym. Można mieć nadzieję, że i głos Kościoła będzie coraz bardziej stanowczy.
Przy tej okazji warto zauważyć kończącą się dziś (czwartek) w Kamieniu Śląskim międzynarodową konferencję „Wiara – fundamentem tożsamości”. Przed kilkoma dniami pisał o niej na stronach opolskiego Gościa Andrzej Kerner. Wśród zaproszonych jest między innymi były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i obecny przewodniczący Fundacji Konrada Adenauera Hans-Gert Pöttering. W pierwszym dniu konferencji powiedział między innymi: „Nie jestem za tym, żebyśmy wszelką nędzę, biedę na świecie, wszystkie problemy ekonomiczne świata rozwiązywali na kontynencie europejskim. Ale zabiegam o to, abyśmy pozostali otwarci jako chrześcijanie na tych, którzy uciekają przed wojną albo ich życie jest zagrożone politycznie przez tortury czy terror. Możemy rozmawiać, jakie optymalne rozwiązania znaleźć, ale zamykanie oczu na biedę świata jest dogłębnie niechrześcijańskie”.
Gdy pisałem te słowa otrzymałem kolejną informację w pola walki. W ogarniętym wojną i kryzysem humanitarnym Jemenie co dziesięć minut umiera z głodu jedno dziecko. Można udawać, że tam nic się nie dzieje. Można ludziom wmawiać, że to emigracja zarobkowa. Można sugerować, by poszli gdzie indziej, do Arabii Saudyjskiej na przykład. Tylko czy to jeszcze będzie chrześcijańskie?
Wypowiedź Hansa-Gerta Pötteringa koresponduje z Orędziem, jakie do uczestników międzynarodowej konferencji TED2017 przesłał wczoraj Franciszek. Mówił w nim między innymi: „Jak wspaniale by było, gdyby postęp naukowy i technologiczny dotrzymywał kroku równości międzyludzkiej i walce z marginalizacją społeczną. Jak wspaniale by było, gdybyśmy odkrywając dalekie planety, na nowo odkryli potrzeby braci i sióstr krążących wokół nas. Jak wspaniale by było, gdyby solidarność, to piękne, a czasem też niewygodne, słowo, nie została zredukowana do pracy socjalnej, a zamiast tego stała się domyślną postawą w decyzjach politycznych, gospodarczych i naukowych, oraz w relacjach między jednostkami, narodami i państwami. Tylko poprzez edukowanie ludzi o prawdziwej solidarności będziemy mogli przezwyciężyć naszą "kulturę marnotrawienia", która nie dotyczy tylko jedzenia czy dóbr ale przede wszystkim ludzi odrzucanych przez nasze systemy technologiczno-gospodarcze, które, nawet bezwiednie, dziś koncentrują się na produktach, a nie na ludziach.”
Powtórzmy raz jeszcze: „Kultura marnotrawienia” koncentrująca się na produktach, nie na ludziach. Miejmy nadzieję, że w kraju, który na własnej skórze wielokrotnie przerabiał etykę solidarności, te mało chrześcijańskie przejawy „kultury odrzucenia” będą spotykały się z coraz bardziej zdecydowanym sprzeciwem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.