Korea Północna ogłosiła w piątek, że do kraju dostali się "terroryści" wspierani przez amerykańską CIA i wywiad Korei Płd. w celu zabicia północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una. Pjonjang zagroził służbom wywiadowczym obu państw atakiem odwetowym.
Według północnokoreańskiego ministerstwa bezpieczeństwa publicznego na terytorium państwa przedostała się "grupa terrorystów" wspierana przez CIA i wywiad Korei Płd., by przeprowadzić atak terrorystyczny na Kim Dzong Una przy użyciu substancji biochemicznych, w tym radioaktywnych.
"Wytropimy i bezlitośnie zniszczymy do ostatniego terrorystów z amerykańskiej CIA" i południowokoreańskiej Narodowej Agencji Wywiadowczej - zagroził resort w oświadczeniu, opublikowanym w języku angielskim za pośrednictwem państwowej agencji informacyjnej KCNA.
"Antyterrorystyczny atak w koreańskim stylu zostanie rozpoczęty od tego momentu, by zniszczyć wywiadowcze i spiskujące organizacje amerykańskich imperialistów i marionetkową klikę" - napisano w oświadczeniu, nie wyjaśniając, na czym miałyby polegać te działania.
Prawdziwości oświadczenia wydanego przez władze w Pjongjangu nie udało się potwierdzić w niezależnych źródłach - podkreśliła południowokoreańska agencja Yonhap.
W starożytnym mieście Ptolemais na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.