Popularna niegdyś gra „Second life” pozwala prowadzić drugie, równoległe życie. Życie, w którym obowiązują nieco inne reguły. Czy przypadkiem niektórym real z wirtualem już zupełnie się nie pomieszały? I to niekoniecznie komputerowym graczom.
Gdy kilka lat temu portal Wiara.pl rozpoczął akcję obrony prawdziwego św. Mikołaja, jedna z lokalnych gazet zarzuciła nam, że nie doceniamy wysiłku ludzi, którzy bardzo starają się pomóc ludziom w miłej atmosferze spędzić czas przygotowań do świąt. Mniejsza o to, że ta atmosfera to najczęściej tylko marketingowy chwyt. Nieistotne, że przecież atmosfera będzie mniej więcej taka sama, czy będziemy opowiadali dzieciom o wpadającym przez komin krasnalu czy szlachetnym biskupie. Ważniejsze, że dla tego dziennikarza zupełnie nie było istotne, kim naprawdę był święty Mikołaj. Budować – było nie było – życie społeczne na fałszu?
Ta historia przypomniała mi się, gdy wziąłem do ręki dzisiejszego „Gościa Niedzielnego”. Klimat się nam ociepla czy nie? Jaki jest rzeczywisty wpływ człowieka na te zmiany? Odpowiedzi na te i podobne pytania szukał Tomasz Rożek. Między innymi w rozmowie z Ewą Stepan, koordynatorem programu Klimat i Energia w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Na zarzut dziennikarza, że przecież wpływ działalności człowieka na ocieplanie się klimatu nie został udowodniony Pani Koordynator stwierdza: „Powinniśmy dostrzec, że skoro istnieje zagrożenie związane ze zmianami klimatu, chociaż do końca nieudowodnione, to warto podjąć ryzyko finansowe dla zabezpieczenia. Postęp techniczny, cywilizacyjny wymaga nakładów, a przy okazji możemy wiele uratować. Koszty zaniechania mogą być znacznie wyższe”. Czyli – jak rozumiem – nieważne, czy działalność człowieka ma wpływ na te zmiany, czy nie, trzeba dostosować się do świata, który narzuca ograniczenia i pozwala handlować limitami emisji CO2. A ja za tą prostą decyzją widzę tragedie ludzi zwalnianych z pracy, głodne dzieci, płaczące matki. Nie, nie w sytej Europie i Ameryce. W krajach biednych, których rozwój dziś może być hamowany dla zabezpieczenia się przed czymś, co być może nie istnieje. Albo – dokładniej, co jest faktem, ale na co ludzkość i tak nie ma wpływu. Czy to nie absurd? Czy jeśli pewnego dnia jakiś naukowiec powie, że grozi nam inwazja kosmitów, zaczniemy bez sprawdzenia jego tezy budować kosztowne urządzenia – najlepiej zamawiane w firmie współpracującej z owym naukowcem – mające unieszkodliwić agresorów?
Czy rzeczywiście żyjemy w epoce hołdującej nauce, czy najciemniejszym z ciemnych okresie wszędobylskich zabobonów. Bo przesądów, którymi decydenci każą się nam kierować, jest cała masa. Wystarczy przyjrzeć się dyskusjom bioetycznym czy niektórym tezom dotyczącym dyskryminacji i równouprawnienia. Czy naprawdę rozum i doświadczenie nauk przyrodniczych na początku XXI wieku zupełnie przestały się liczyć?
«« | « |
1
| » | »»