Prymas Wyszyński nie doczekał czasów pełnej wolności, tak jak Mojżesz nie przeszedł Jordanu. To ja musiałem go przejść i osiągnąć tę wolność, którą liczymy od 1989 r. – powiedział KAI kard. Józef Glemp.
Wielu artystów i dzisiejszych polityków walczyło o wolność ramię w ramię z Kościołem. Później jednak Kościół stał się dla nich balastem. Uznali wręcz, że stanowi on przeszkodę dla wolności. Czy Kościół, czy Ksiądz Prymas nie czuł się przez nich wykorzystany?
– Byliśmy otwarci na wszystkich. Kiedy przychodziła pomoc żywnościowa z Zachodu, rozdzielaliśmy ją nie patrząc na wyznanie czy orientację polityczną potrzebującego. Przygarniając do Kościoła artystów i polityków, zdawaliśmy sobie sprawę, że przychodzą oni z powodu pragnienia wolności, co było samo w sobie dobrem, bo wolność jest wielkim darem. Niektórzy potem odeszli, ale ja sam i – jak myślę – także inni duchowni, którzy ułatwiali im wtedy działalność, nie uznajemy tego za zdradę. Nie uważam, że chcieli z premedytacją wykorzystać Kościół. Byli to ludzie uczciwi, którzy dzisiaj inaczej widzą możliwości swojego rozwoju, inaczej odczytują polityczną koniunkturę. Myślę jednak, że wzajemnie się szanujemy. Zarówno politycy, którzy korzystali z opieki Kościoła, jak też artyści, którzy będąc zawsze indywidualistami wybrali swoją drogę, zachowali szacunek dla Kościoła. Trudno jest bowiem odrzucić te wartości, które Kościół reprezentował i którymi się dzielił.
Czy pełnienie przez Księdza Kardynała funkcji ogólnopolskich – prymasa, przewodniczącego episkopatu – nie odbywało się kosztem pracy duszpasterskiej w obu archidiecezjach?
– Rzeczywiście, utrudniało to duszpasterstwo. Jeszcze jako młody arcybiskup starałem się odwiedzać parafie, spotykać się z kapłanami i z młodzieżą, zarówno w archidiecezji gnieźnieńskiej, jak i warszawskiej. Naśladowałem w tym zresztą kard. Wyszyńskiego. Zachowałem tu jego styl, ale było to bardzo trudne. W 1992 r. nastąpiła reorganizacja administracji kościelnej i doszło do pomnożenia liczby diecezji, do czego bardzo się przyczynił nuncjusz apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk. Była to zbawienna decyzja. Diecezje stały się mniejsze, co ułatwiało komunikację, biskup miał lepszy dostęp do kapłanów i do świeckich. Stał się rzeczywiście ojcem diecezji.
Czy zasadny jest zarzut, że Konferencja Episkopatu Polski zarówno pod przewodnictwem kard. Wyszyńskiego, jak i kard. Glempa, na swoich zebraniach plenarnych zajmowała się bardziej polityką, układaniem stosunków z władzami, niż problemami duszpasterskimi?
– Myślę, że taka ocena wynika z lektury komunikatów publikowanych po zebraniach plenarnych. Często poruszaliśmy w nich tematy, które interesowały ogół społeczeństwa. Były też znakiem dla ludzi odpowiedzialnych za rozwój społeczny kraju, jak na te sprawy patrzy episkopat. Natomiast same obrady episkopatu były naprawdę duszpasterskie. Zajmowaliśmy się katechizacją, przygotowywaliśmy – bardzo zawsze dyskutowany – program pracy duszpasterskiej na każdy rok... Wielkie znaczenie miało zwłaszcza nawiedzenie kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, które już po raz trzeci obejmuje całą Polskę. Po raz drugi wędruje ona od parafii do parafii, a ponieważ przybyło ich w Polsce kilka tysięcy, więc to nawiedzenie trwa bardzo długo. Pod względem poświęconego czasu nigdy nie zaniedbywaliśmy spraw duszpasterskich podczas zebrań plenarnych episkopatu. Natomiast komunikaty bardziej uwzględniały kwestie publiczne niż ściśle duszpasterskie, które były wprowadzane w życie przez poszczególnych biskupów we własnych diecezjach. Uważam, że duszpasterstwa nie zaniedbaliśmy.
28 lat posługi prymasowskiej to setki ważnych wydarzeń i podjętych decyzji. Które z nich były najtrudniejsze?
– Przede wszystkim reakcja na stan wojenny. Każde zebranie konferencji episkopatu w tym czasie było bardzo nabrzmiałe. Następnie II Synod Plenarny. Potem pielgrzymki Ojca Świętego, które odegrały ogromną rolę w czasie mojego posługiwania. Pierwsza odbyła się jeszcze za czasów kard. Wyszyńskiego, a pozostałe siedem już za moich, w tym jedna, w 1991 r., składająca się z dwóch części. Obecność papieża zawsze była wielkim wydarzeniem. Każda z tych pielgrzymek wymagała kontaktowania się z władzami. Moje rozmowy z gen. Wojciechem Jaruzelskim, spotkania biskupów z wojewodami tworzyły klimat racjonalnego układania wzajemnych stosunków.
Wstrząsem była śmierć ks. Jerzego Popiełuszki. Ale jednocześnie sygnalizowała ona także duże zmiany. Sam fakt, że władze wyraziły zgodę na pochowanie ks. Popiełuszki przy kościele i rozwijanie jego kultu wskazywał, że strona komunistyczna nie ma już takiej dynamiki, jaką zdawała się mieć wcześniej.
Przyjęliśmy w Polsce uczestników Europejskiego Spotkania Młodych z Bratem Rogerem z Taizé, najpierw u progu wolności we Wrocławiu, a potem w Warszawie. W 1991 r. gościliśmy na Jasnej Górze uczestników Światowego Dnia Młodzieży. Udało się obronić katolickie uczelnie: Katolicki Uniwersytet Lubelski i Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie, którą przekształciliśmy w Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Sprowadziliśmy siostry misjonarki miłości, założone przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty, które rozpoczęły piękną pracę charytatywną, odkrywając przed nami nowe obszary biedy w Polsce. Nastąpił rozwój ruchów katolickich, które pogłębiały życie duchowe i doskonaliły naszą godność chrześcijańską. Sprawy te są może drobne, ale one rzutują na przyszłość.
Jako duchowy opiekun Polonii co uznałby Ksiądz Kardynał za siłę Polaków mieszkających poza granicami kraju?
– Jej siłą jest to, że mamy zorganizowane duszpasterstwa w tych krajach, gdzie Polonia istnieje od kilku pokoleń: we Francji, w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, w Belgii... Z czasem powstały kolejne ośrodki Polonii: we Włoszech, w Grecji, w Hiszpanii i najnowszy w Irlandii, gdzie mamy ponad dwudziestu kapłanów, którzy się opiekują naszymi rodakami.
Dzisiejsza postać emigracji jest zjawiskiem trudnym do zdefiniowania, gdyż nie wiadomo, jak długo Polacy będą za granicą, czy tam zostaną, czy wrócą, czy zechcą utrzymywać polskość, czy też wsiąkną w tamtejsze społeczeństwo. Obecność kapłanów, których zdołaliśmy tam posłać dzięki pomocy diecezji i zgromadzeń zakonnych, ma wielki wpływ na łączność tej olbrzymiej masy Polaków z Ojczyzną.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.