Psychologowie mówią, że człowiek obserwując różne zdarzenia widzi głównie to, co zwykł był zauważać wcześniej. To chyba jedyne wytłumaczenie swoistej medialnej ślepoty.
Ostatnie wydarzenia w irackim Mosulu poza katolickimi mediami przeszły właściwie bez echa. Postrzelili diakona? Porwali chrześcijańską studentkę? Tam ciągle się biją – orzekł zachodni świat i wzruszył ramionami. Co innego, gdy Szwajcarzy zakazali miejscowym muzułmanom budowy minaretów. Albo gdy znad bramy byłego obozu koncentracyjnego ukradziono historyczny napis. Wtedy szum robi się nie tylko w mediach. Wypowiadają się nawet wysokiej rangi politycy. A przecież, nawet gdyby rzeczywiście chodziło o jakieś akty antyreligijne (antymuzułmańskie czy antyżydowskie) nie sposób byłoby tego porównywać z tym, co ostatnio dzieje się w północnym Iraku.
Nie są to zwykłe zamieszki na tle politycznym. To jest prześladowanie ludzi ze względu na wyznawaną przez nich religię. I to prześladowanie, w którym trudne do ocenienia ślady pozostają nie tylko w psychice, ale także na ciałach kapłanów poranionych kulami czy na dziewczęcych, oblanych kwasem twarzach (teraz już na pewno, zgodnie z islamskim prawem, będą je zasłaniały). Świat zdaje się czekać, aż ostatni chrześcijanie, pochowawszy swoich bliskich, wyjadą z tamtych stron na zawsze. Jak to się ma do rzekomej troski Zachodu o prawa człowieka?
Zachód potrafi bronić praw człowieka, gdy wcale nie są one zagrożone. Albo wtedy, gdy troska o nie jest tylko pretekstem do walki o polityczne wpływy. Gdy trzeba stanąć w obronie prześladowanych, którzy nie odwdzięczą się dostępem do pól naftowych, społeczeństwa broniące podobno praw człowieka chowają głowę w piasek i udają, że nic się nie dzieje. Bo a nuż na takiej interwencji ucierpiałyby interesy gospodarcze.
Być może u podstaw tej postawy tkwi pewne kłamliwe przyzwyczajenie. Do dziś wielu Europejczyków wyprawy krzyżowe uważa za coś, czego powinniśmy się wstydzić. Wszak krzyżowcy bijący muzułmanów byli okrutnymi najeźdźcami. Muzułmanie, mieczem zdobywający Bliski Wschód, Północną Afrykę, Półwysep Iberyjski, Konstantynopol, Bałkany, są w oczach wielu ludźmi miłującymi pokój, którym tylko jakimś niezrozumiałym zrządzeniem losu zdarzało się prowadzić wojny.
Przyzwyczajenie każące widzieć w chrześcijanach wrogów wolności sprawia, że wielu ciągle nie dostrzega, jak bardzo chrześcijanie w różnych zakątkach świata są dziś prześladowani. Czas z tym przyzwyczajeniem zerwać. I punkt widzenia, wyniesiony z podręczników pisanych przez lewicujących intelektualistów, zamienić na nieco szersze horyzonty.
«« | « |
1
| » | »»