Prezydent Andrzej Duda podpisał w poniedziałek ustawę zwiększającą udział wydatków obronnych z minimum 2 do co najmniej 2,5 proc. PKB. Podkreślił konieczność budowy armii zdolnej do obrony granic i znaczenie gwarancji sojuszniczych.
"To ważny element realizacji naszego programu budowy bezpiecznej i silnej Polski" - powiedział prezydent.
Przypomniał rozmowy przed ubiegłorocznym szczytem NATO z udziałem premier, ministrów obrony, spraw zagranicznych, finansów i rozwoju. "Mówiliśmy jednoznacznie: konieczne jest generalnie zwiększenie budżetu na obronność, potrzebujemy więcej pieniędzy na modernizację polskiej armii, na jej przebudowę, na zwiększenie jej liczebności, ale zarazem potrzebujemy bardzo dobrych uregulowań prawnych po to, abyśmy w klarowny sposób, na podstawie dobrze sformułowanych przepisów mogli realizować nasze zobowiązanie sojusznicze" - powiedział Duda.
Przypomniał, że zobowiązanie "sojusznicze jest bardzo proste - minimum dwa procent PKB rocznie musi być wydatkowane na obronność". "Dotychczasowy problem polegał m.in. na sposobie liczenia w naszym kraju tych dwóch procent PKB - liczyliśmy je w stosunku do budżetu, wyników finansowych roku poprzedniego" - zaznaczył.
Prezydent podkreślił, że kraju, który się rozwija, a - jak mówił - "mamy to szczęście, że Polska rozwija się dynamicznie, także dzięki temu, że państwo jest dobrze zarządzane", PKB rośnie z roku na rok, co samo w sobie oznacza wzrost środków przeznaczanych na obronę. "Ale to niejedyne postanowienie; idziemy znacznie dalej. Ta ustawa przewiduje generalny wzrost wydatków na obronność" - powiedział Duda, przypominając, że mają one w 2020 wynieść 2,1 proc., a w latach 2030 i następnych co najmniej 2,5 proc PKB.
"To są ogromne kwoty, jeżeli dodamy ten element wzrastającego co roku PKB, jest jasne, że te pieniądze, które chcemy wydać na przebudowę i modernizację polskich sił zbrojnych, to będą naprawdę ogromne kwoty. A potrzeby są wielkie, bo realizujemy cały szereg programów, które mają rozwinąć i zmodernizować polska armię, mają także zwiększyć bezpieczeństwo polskich żołnierzy, wreszcie chcemy zwiększyć liczebność polskiej armii" - powiedział, przypominając, że zgodnie z nowelizacją armia zawodowa będzie mogła liczyć do 150 tys. etatów, a kolejnych 50 tys. stanowisk ustawa przewiduje dla obrony terytorialnej.
"Chcemy mieć armię silną, sprawną, taką, która w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia dla Rzeczypospolitej będzie mogła adekwatnie zareagować i będzie w stanie bronić polskich granic, bezpieczeństwa obywateli. Oczywiście bierzemy pod uwagę wszystkie zasady współpracy sojuszniczej i jesteśmy przekonani, że Sojusz Północnoatlantycki w razie niebezpieczeństwa będzie realizował słynny artykuł 5 traktatu. Ale mimo wszystko stoimy jednoznacznie na stanowisku, że musimy mieć jak najsilniejszą, jak najsprawniejszą polska armię, żeby w jak największym stopniu zapewnić bezpieczeństwo naszym obywatelom" - mówił.
Prezydent podkreślił, że ustawa została "w zasadzie jednogłośnie" przyjęta przez Sejm, ponad politycznymi podziałami. "Wszyscy rozumieją, że dla dobra Polski, dla bezpieczeństwa Polaków to rozwiązanie jest konieczne" - powiedział.
Dyrektor departamentu zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. bryg. Jarosław Kraszewski wzrost nakładów zapisany w podpisanej przez prezydenta ustawie określił, jako "wydarzenie wręcz historyczne, przełom w procesie racjonalizacji i dynamizacji polskiej armii, przede wszystkim w kontekście modernizacji technicznej".
"Nowoczesna armia, tak jak zauważył prezydent, potrzebuje nowoczesnego sprzętu; ten niestety kosztuje. Żeby zbudować zdolności odstraszania potencjalnego agresora, musimy inwestować w pozyskiwanie nowego rodzaju uzbrojenia, dającego nam możliwości znacząco lepsze od tych, które do tej pory posiadaliśmy" - powiedział Kraszewski.
Dodał, że prezydent za priorytetowe uważa zbudowanie zdolności do obrony powietrznej, cyberbezpieczeństwo, modernizację Marynarki Wojennej i zdolności konieczne wobec wojny hybrydowej. Pytany, czy jego zdaniem plan modernizacji armii jest realizowany, odpowiedział dziennikarzom twierdząco.
Jak dodał, wzrost nakładów będzie miał wpływ na realizację programów obrony powietrznej Wisła i Narew, samobieżnej armatohaubicy Krab i artylerii rakietowej Homar. Przypomniał, że na zakończenie testów wodnych i wprowadzenie do Marynarki Wojennej czeka niszczyciel min Kormoran, trwają też prace mające wskazać nowy okręt podwodny.
Pytany o nowe śmigłowce Kraszewski wyraził przekonanie, że "temat nie jest przekreślony". "Prace w ramach komitetu offsetowego trwają i śmiem twierdzić, że w najbliższej przyszłości MON przedstawi najbardziej racjonalne dla polskich sił zbrojnych rozwiązanie w zakresie pozyskania nowych śmigłowców" - ocenił. Dodał, że rozbudowa Wojsk Obrony Terytorialnej wymaga rosnącego budżetu WOT.
Odnosząc się do rezygnacji ze służby wielu generałów w roku 2016 r., powiedział, że odejścia z armii są rzeczą naturalną i nie odbiły się na jakości dowództwa. "Ruchy kadrowe, które zostały wykonane przez MON, z prezydentem, który na mocy konstytucji jest odpowiedzialny za wyznaczanie najważniejszych dowódców w siłach zbrojnych, zapewniły sprawność dowodzenia i w tym obszarze w tej chwili nie mamy żadnych problemów" - zapewnił.
Uchwalona we wrześniu nowelizacja ustawy o przebudowie, modernizacji i finansowaniu Sił Zbrojnych oraz Prawa zamówień publicznych zwiększa wydatki obronne zmieniając sposób obliczania ich udziału w PKB (chodzi wprowadzenie odniesienia do budżetu na rok bieżący) i podnosząc ten wskaźnik. Wydatki na obronność mają od 2018 r. wynieść co najmniej 2 proc. PKB roku bieżącego, w roku 2020 wrosnąć do 2,1 proc. PKB, a docelowo w 2030 r. - do minimum 2,5 proc. PKB.
Projekt zakładał maksymalną liczbę żołnierzy na poziomie 200 tys., przy czym górny pułap etatów dla żołnierzy zawodowych miał wynosić nie 150, ale 130 tysięcy. Opozycja zarzucała, że oznacza to zmniejszenie liczebności armii zawodowej, ponieważ dotychczas siły zbrojne liczą ustawowo do 150 tys., w tym co najmniej połowa - ale bez określenia górnej granicy, a więc do 100 proc. - to żołnierze zawodowi. Pod koniec września Sejm przyjął poprawkę Senatu ustanawiającą górną granicę stanowisk żołnierzy zawodowych na poziomie 150 tysięcy.
Nowoczesna proponowała, by stopień wzrostu wydatków obronnych uzależnić od nadwyżki budżetowej, by nie odbywał się on kosztem edukacji, ochrony zdrowia i osłon socjalnych. Propozycja nie zyskała poparcia.
Nowelizacja pozwala też wypłacać resortowi obrony wyższe zaliczki przy zamówieniach dla wojska - do 33 proc., a nie 25 proc. wartości zamówienia.
Zwiększenie nakładów obronnych wiąże się z ustaleniami państw NATO podjętymi na szczycie w Newport w 2014 r. i potwierdzonymi w 2016 r. na szczycie w Warszawie oraz deklaracjami rządu i prezydenta o zwiększeniu wydatków obronnych do 2 proc. PKB (liczonych według metodologii NATO, tj. w odniesieniu do budżetu roku bieżącego). Zwiększenie wydatków obronnych zapowiadała w 2015 r. Beata Szydło jeszcze jako kandydatka PiS na szefową rządu.
Mechanizm udziału nakładów na obronność w PKB wprowadziła ustawa o przebudowie, modernizacji i finansowaniu sił zbrojnych z maja 2001 r., która ustaliła te wydatki na poziomie 1,95 proc. PKB. O zwiększeniu tego wskaźnika do 2 proc. PKB mówił w 2014 r. prezydent Bronisław Komorowski, zapowiadali to premierzy Donald Tusk i Ewa Kopacz. W lipcu 2015 Komorowski podpisał nowelizację podnoszącą wskaźnik z 1,95 do 2 proc. PKB od roku 2016.
Obecne zwiększenie wydatków obronnych ma - zgodnie z uzasadnieniem ustawy - umożliwić reorganizację struktury i systemu dowodzenia sił zbrojnych i przyspieszyć modernizację "przy aktywnym zaangażowaniu polskiego przemysłu obronnego". Zwiększenie stanu etatowego sił zbrojnych wiąże się z formowaniem Wojsk Obrony Terytorialnej, które docelowo mają liczyć 53 tys. osób. Według szacunków zmiana przepisów spowoduje wzrost wydatków obronnych o ponad 117,2 mld zł w ciągu 10 lat.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.