Premier Donald Tusk zeznał przed komisją śledczą, że b. szef CBA Mariusz Kamiński, informując go o kontaktach biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO, nie mówił o przestępstwie. Szef rządu ocenił zachowanie Kamińskiego, jako niestandardowe i zmuszające go do podjęcia nietypowych działań.
Premier podkreślił, że sytuacja, w której szef służby informuje go o nieprawidłowościach w procesie legislacyjnym, swoją informację opatruje "soczystymi" fragmentami podsłuchów, a jednocześnie mówi, że póki co, nie ma znamion przestępstwa wystarczających, aby złożyć doniesienie do prokuratury, wydawała mu się nietypowa. "Szef CBA stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego. Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą" - dodał Tusk.
Premier podkreślił jednocześnie, że sposób zachowania Kamińskiego, materiał, jaki mu dostarczył, rekomendacje i wszystko to, co o nim wiedział, powodowało, że od 14 sierpnia zdawał sobie sprawę, a później rozumiał coraz lepiej, że ma do wykonania "zadanie niezwykle trudne".
"Po pierwsze (...) wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Po drugie (...) musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje" - mówił premier.
Ponadto - kontynuował premier - musiał "robić to ze świadomością - będąc dyskretnym i powściągliwym - że te dziwne, nietypowe rekomendacje zgłasza Mariusz Kamiński, o którym nie miał wątpliwości, że jest nacechowany politycznym subiektywizmem, że działa często emocjonalnie i jest człowiekiem, do którego ma - jako do szefa służby - ograniczone zaufanie".
Premier podkreślił, że zachowanie Kamińskiego budziło jego wątpliwości, a rekomendacje, jakie formułował wobec niego jako szefa rządu były niestandardowe. "Miałem wrażenie, że pewne podejście do rzeczywistości każe szefowi CBA wierzyć, że głównym zadaniem premiera jest zastąpić prokuraturę, kontynuując pracę CBA, a najlepiej jeszcze aparatury podsłuchowej" - mówił.
Tusk zaznaczył, że nie jest rolą szefa rządu zastępowanie służb, nawet po otrzymaniu takiej informacji i w związku z tym, że "szef służby mówi: +ja już więcej nic nie mogę zrobić+". Jego zdaniem, na tym polega "niestandardowość" sytuacji, w jakiej się znalazł po rozmowie z Kamińskim.
Wielokrotnie był pytany przez śledczych o swoje spotkania z Mirosławem Drzewieckim (19.08.09) i Zbigniewem Chlebowski (26.08.09), w których uczestniczył też wicepremier Grzegorz Schetyna. Tusk powiedział, że jego rozmowy i spotkania z Drzewieckim i Chlebowskim miały na celu "możliwie skuteczne zrealizowanie rekomendacji wynikających z pierwszego spotkania z Mariuszem Kamińskim".
Jak dodał, uznał, że wykonanie tych rekomendacji - nawet jeśli jest to bardzo niestandardowe i trudne działanie - za swój obowiązek. Zwłaszcza w sytuacji - mówił premier - gdy "CBA nie chce tej sprawy dalej wyjaśniać a przynajmniej czasowo uważa, że swoją robotę zakończyło, co Kamiński powiedział expresis verbis".
Jak mówił, zdawał sobie sprawę z dylematu przed jakim postawił go szef CBA, "czy podjąć działania, a w związku z tym pewne ryzyka, czy nie podjąć żadnych działań, a związku z tym pewne (inne) ryzyka".
Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał dlaczego po uzyskaniu informacji od Kamińskiego najpierw spotkał się z Drzewieckim, a nie z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą, który "wiedział najwięcej o tej ustawie i prowadził ją od początku i nie był uwikłany w żadną sprawę w analizie CBA". Poseł sugerował, że to właśnie od Kapicy premier dowiedziałby się o zainteresowaniu nowelizacją Chlebowskiego i wielu uwagach zgłaszanych przez wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda.
Premier tłumaczył, że dla niego kolejność spotkań nie miała znaczenia, gdyż głównym celem jaki sobie postawił było "zbudowanie obrazu tego, co się działo w czasie procesu legislacyjnego". "Z mojego punktu widzenia rozmowa z Drzewieckim była równie istotna jak rozmowa z Kapicą i Rostowskim" - zaznaczył.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.